wtorek, 24 kwietnia 2012

"... burza w szklance wody" (13)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (13)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Kiedy tron się chwieje

     Jeśli faktycznie celem działania, celem twego życia jest tron, panowanie nad sytuacją, to bez tronu nie da się żyć. Kiedy tron się chwieje, sytuacja staje się krytyczna i skłania do polaryzacji. Albo będziesz walczył o ocalenie swego tronu, albo będziesz próbował wybierać Boga, żeby On objął tron swego panowania nad tobą. Moment, kiedy tron się chwieje, może stać się miejscem spotkania z łaską, ze światłem, które pokaże ci, jak bardzo te twoje wszystkie świadome czy nieświadome próby stworzenia sobie z elementów mikro- czy makro świata podnóżków dla twego tronu sprzeciwiają się pierwszemu przykazaniu.

     W obliczu próby wiary, nawet takiej, która zaledwie zasługuje by ją tak nazwać, zagrożenie może urastać prawie do niebotycznych rozmiarów. Bo Pan Bóg, który jest wtedy przy tobie tak blisko, chciałby cię zachęcić do wiary, choćby tak maleńkiej jak ziarnko gorczycy, do takiego aktu, który wydaje się nieproporcjonalny wobec zagrożenia.

W obliczu szalejącej burzy, która dla ciebie staje się próbą wiary, kiedy fale olbrzymie przewalają się nad tobą czy zalewają cię, Bóg oczekuje, żebyś do Niego się zwracał, w Nim szukał oparcia. Byś Go prosił, aby obdarzył cię Maryją jako szczególnym narzędziem swojego zmiłowania, żeby Ona była obecna w twoich oczach i te oczy obdarzała światłem wiary. I byś patrząc Jej oczyma widział, że nie ma żadnych zagrożeń, jest tylko miłosierna ręka Pana, który pragnie, abyś bardziej wierzył, że zarówno twoim światem osobistym jak i światem żywiołów rządzi jedyne panowanie - nieskończonej Mocy i nieskończonej Miłości. To jest przecież tylko burza w szklance wody. To nie ty się chwiejesz czy zapadasz, to chwieje się czy zapada twój tron panowania nad sytuacją. I to cię będzie uspokajać, że ta burza służy większemu przylgnięciu do Maryi, szczególnego narzędzia łaski Bożej. Bez działania tego szczególnego narzędzia miłosiernej łaski nie byłbyś przecież zdolny dostrzec w tym wydarzeniu szansy na głębsze przylgnięcie do Niej. Jak trudna, a właściwie niemożliwa jest bez Niej taka reakcja. Ta myśl o szklance, w której coś się gotuje i o własnej suwerenności, która się chwieje, może jako akt wiary działać bardzo otrzeźwiająco na pełną zadufania w sobie wielkość człowieka.

     Jak bardzo w takich chwilach zadufania w sobie potrzebujesz Jezusa. Możesz wtedy mówić do Niego: Potrzebuję Ciebie, Jezu, każdego dnia w tym szczególnym narzędziu, jakim jest Maryja, w tym niezwykłym narzędziu Twej miłości do mnie. Bez zbawczej łaski Jezusa będziesz się gubił nieustannie. A gdyby doszło do bardzo wielkiego zagubienia, to wtedy w tym wszystkim, co się dzieje, ani Boga nie ma, ani nawet ludzi nie ma. Ludzie służą ci tylko jako budulec dla tronu, a Bóg - jeśli nawet gdzieś jest - to tylko jako element tła, na którym twój tron wypada jeszcze bardziej okazale. Te słowa pokazują dość wyraźnie, na czym polega ta fałszywa religia tronu, która obejmuje wiarę w siebie, nadzieję pokładaną w sobie czy też narcystyczne ukierunkowanie na autoadorację. Pokazują, jak ta fałszywa religia wciska się, często niezauważalnie w twoje jestestwo, w tych momentach kiedy zajmujesz tron należny wyłącznie Jedynemu Panu.
(cdn, następny fragment - we wtorek 1 maja)
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

wtorek, 17 kwietnia 2012

"Dramat chciwości wyniesienia..."(12)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (12)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU

Każdy z nas nosi w sobie wewnętrzny obraz samego siebie - własnego "ja". Jego kształtowanie trwa przez całe życie. Obraz ten - własne "ja" - wybija się na plan pierwszy w naszych myślach i pamięci. Zajmuje miejsce c e n t r a l n e, kosztem miejsca należnego Jedynemu Panu. I to jest dramat. Skutek rany grzechu pierworodnego.

To głównie ten skrzywiony obraz własnego "ja" decyduje o naszym zachowaniu, sposobie postrzegania świata i innych. To głównie on stwarza iluzję sprawowania kontroli, panowania nad sobą i otoczeniem. Miejsce zajmowane przez "ja" jest nie tylko centralne, ale i w y n i e s i o n e. To ten iluzoryczny piedestał, tron, na którym zasiada ktoś bardzo ważny (może nawet najważniejszy), od którego wszystko zależy. To tron, z którego własne "ja" stale - choć zazwyczaj w sposób nieuświadomiony - sprawuje panowanie nad swoim życiem i sytuacją. Podnóżki tego tronu to ludzkie oparcia materialne, psychiczne, duchowe.

Tron ten, który można również nazwać piedestałem naszego wyniesienia, nie istnieje realnie, jedynie w naszych myślach, w naszej wyobraźni. Jest konstrukcją myślową, iluzją, ale głęboko w nas osadzoną, bo należy do sfery przekonań. Jako wyraz przekonań wyznacza on kształt naszych postaw, steruje naszym życiem. Ogniskuje wokół siebie całą przestrzeń naszego mikro- i makroświata. Postępujące wyniesienie tronu, ta nieustanna ekspansja jest główną troską naszego życia. Wyraża się w mniej lub bardziej uświadomionej chciwości własnego wyniesienia.

Patrz, w swoim życiu budujesz czy też naprawiasz nieustannie szczeble konstrukcji swego tronu, który może przybierać najróżniejsze formy. Może być piedestał wiedzy, piedestał bycia szanowanym, poważanym, piedestał osoby uchodzącej za wierną Bogu, gorliwą, piedestał przekonania, że jesteś komuś potrzebny. Można by tych piedestałów wyliczyć mnóstwo. Ale te tronowe konstrukcje, które przecież są wkomponowane w twój wizerunek rzeczywistości, nie istnieją naprawdę. Może warto spojrzeć na to w świetle wiary i zapytać, czy to, co robisz, ma sens. Przecież całe to budowanie tyle wymaga trudu i wysiłku, a ta iluzoryczna konstrukcja, jeśli Bóg jej nie podtrzyma, w jednej chwili sama z siebie musi się zawalić.

Skoro jednak dramat chciwości wyniesienia kosztem miejsca należnego Jedynemu Panu jest tak głęboko wkomponowany w twoją egzystencję, to co masz robić? Nie licz na siebie, że ta chciwość wyniesienia jakoś sama z ciebie wyparuje, że sam z siebie zechcesz zstępować z wyżyn swego tronu. Żeby to się dokonało, potrzebujesz Boga, tak bardzo potrzebujesz Jego łaski. Proś więc Jezusa, aby pozwolił ci przyzywać Maryi jako szczególnego narzędzia swej łaski, by mogła w tobie żyć duchem prawdy, duchem Chrystusowego uniżenia.
(cdn, następny fragment - we wtorek 24 kwietnia)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

wtorek, 10 kwietnia 2012

"...iluzje tronowych wyniesień, które mnie niszczą." (11)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (11)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Czyj tron? (cd)

Odrażająca jest dla Boga pycha - chciwość ludzkich tronów. Dlatego w swoim miłosierdziu będzie pragnął podważać to pragnienie wyniesienia. Przecież tylko On jest na tronie, a Jego tron jest tronem miłosierdzia. Miłosierdzia, które pragnie tych iluzorycznie panujących biedaków uratować i stopniowo prowadzić ku prawdzie. Musisz oczekiwać, że to sam Bóg będzie w tobie ten nieuświadomiony tron niszczył, podważał. Jedyny Pan może cię oczyszczać z twego tronu przez wydarzenia, przez ludzi, których stawia na twojej drodze, przez wewnętrzne światło, jakiego udziela. Bóg tak bardzo pokochał odnajdywaną na drodze uniżenia prawdę. Do św. Faustyny powiedział: "Zawsze Mi się podobasz przez pokorę. Największa nędza nie powstrzymuje Mnie od połączenia się z duszą, ale gdzie pycha, tam Mnie nie ma".[7. Dzienniczek, 1563.]
Gdzie pycha wyniesienia, pycha tronów, tam Boga nie ma, tam drzwi twego serca zamykają cię na Boże miłosierdzie. Ale zamykają cię również na miłosierdzie wobec tych, których Bóg stawia na twojej drodze. Bo wysokość twego wyniesienia sprawia, że patrzysz na innych z góry, że w twoich oczach można dostrzec osąd - świadomy czy nieświadomy - tych, których napotykasz.

Potrzebuję Ciebie, Maryjo, która przychodzisz do mnie z woli Jezusa jako szczególny dar Jego miłosierdzia. Potrzebuję Ciebie, żebyś powstrzymywała we mnie to, co być może jest moim największym złem - ponieważ jest tak niewidoczne, tak ukryte gdzieś jakby w podświadomości - tę tendencję do osądzania. Gdybyś wołał: Maryjo, żyj we mnie, bo ja nie potrafię nie osądzać, nie potrafię z punktu przebaczać ... Proszę Cię, żyj we mnie jako szczególne narzędzie działania Bożego. Przenikaj moje myślenie, spraw, bym postrzegał słabości innych ludzi jako wezwanie do uznania własnej słabości, własnej grzeszności, dużo większej. Jako wezwanie do tego, by nie tylko nie oceniać tamtych ludzi, ale okazać im miłosierdzie. Miłosierni bowiem miłosierdzia dostąpią (por. Mt 5,7).

Ze względu na Boga, na to, jak wiele Mu zawdzięczasz, jak bardzo komunia z Nim została zraniona przez ciebie, staraj się być miłosierny wobec innych. Mieć za nic to zło, jakiego oni się dopuszczają, a które ciebie rani. A to jest możliwe wtedy, gdy pozwalasz Maryi, aby Ona żyła w tobie jako szczególne narzędzie Jego pełnej miłosierdzia łaski.

Potrzebuję Ciebie, Maryjo, abyś mnie prowadziła drogą swego "Magnificat", drogą swego uniżenia, które stało się narzędziem uświęcenia Jana Chrzciciela, narzędziem przemiany jego matki. Potrzebuję Ciebie, byś z woli Jezusa żyła we mnie tą drogą uniżenia. Ale widzę, że nie da się pogodzić modlitwy uniżenia z rozsiadaniem się na wysokościach tronów. Przecież powtarzając tę modlitwę będę Cię zapraszał, abyś usuwała zgubne wyziewy moich myśli tronowych. Bo Ty jedna jesteś Niepokalaną, niepokalanym narzędziem w rękach swego Syna.

A kiedy będziesz tę modlitwę częściej powtarzał, być może ona tobą zawładnie, ogarnie cię. Może zapali twą wolę jak wicher i wtedy może zaczniesz wołać do Maryi: Przychodź do mnie w tej modlitwie z woli Jezusa, z całą Jego mocą. Bo przecież On pragnie, aby ta modlitwa otwierała mnie na łaskę Jego zmiłowania, aby wymiatała z moich myśli iluzje tronowych wyniesień, które mnie niszczą.
Wiem, że Jezus najbardziej ukochał Maryję za Jej bezgraniczne uniżenie. Za Jej tak wielkie otwarcie na łaskę, że mógł bez żadnych przeszkód przelewać w Nią niezmierzone fale swego miłosierdzia. Ufam, że będzie chciał we mnie dalej Ją kochać i to coraz więcej, żeby stawała się znakiem Jego miłości do mnie, przedziwnym narzędziem Jego łaski, która oczyszczając będzie mnie ogarniać płomieniem Jego miłości.
(cdn, następny fragment - we wtorek 17 kwietnia)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 8 kwietnia 2012

wtorek, 3 kwietnia 2012

Tron dobrego mniemania o sobie... (10)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (10)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Czyj tron?

Tak naprawdę nie ma dla ciebie znaczenia, co robisz, czym się zajmujesz, ważne żeby to, co robisz, służyło podwyższaniu tronu dobrego mniemania o sobie. I tu kryje się często bardzo subtelna pokusa. Może coś tworzysz, organizujesz, wznosisz, czy to w sensie dosłownym, czy przenośnym. Poświęcasz się w niewiarygodny sposób dla innych, możesz przy tym wiele się modlić, i to bardzo gorliwie. Nie uświadamiasz sobie jednak, że gdzieś tam, w głębi twego zapracowanego prawie na śmierć serca, tli się bardzo głęboko ukryta iskierka nadziei, że przecież chyba to posłuży do podwyższenia twego tronu, choć trochę. Ja nawet nie chcę o tym wiedzieć, ale niech to, co robię, posłuży, aby inni albo żebym ja sam gdzieś na peryferiach świadomości miał ten maleńki okruch przekonania, że jednak na coś zasłużyłem. Tyle poświęceń w służbie dobra, i to za jaką cenę ... przecież to nie może być zmarnowane ... może coś dla siebie uszczknę ...

Może gdzieś za twymi pracami, modlitwami, dziełami większymi czy mniejszymi kryje się niewidoczny, niemal zatarty napis: w służbie Jedynemu Panu ... ale może coś i dla mnie ... I ta myśl cichutka, ledwie zauważalna: w służbie Jedynemu Panu mogę chyba zbudować sobie jakieś miejsce dla siebie, takie ... przynajmniej nie ostatnie. Czy to będzie tron? Nie chciałbym tak tego nazywać ...

Tymczasem iluzoryczny tron własnego wyniesienia, który w ten sposób budujesz, jest największą przeszkodą w zjednoczeniu z Bogiem. W sposób fundamentalny sprzeciwia się pierwszemu przykazaniu, jest jakby wyzwaniem nieustannie Bogu rzucanym. Bóg chcąc cię ratować przed konsekwencjami deptania Jego panowania przyciąga cię do siebie i zachęca, abyś schodził z tronu, osiągając wreszcie poziom podłogi, poziom prawdy. Nie może przecież być dwóch panujących.

Jak dostrzec w sobie tę nieuświadomioną chciwość bycia na wyżynach, na wysokościach, na tronie? Jeśli na przykład planujesz bliższą czy dalszą przyszłość nie odnosząc tej rzeczywistości, jakiej myślą dotykasz, do jedynego panowania Boga, to w twoim sumieniu powinno zapalać się choćby jakieś małe czerwone światełko. Alert. Jeśli jesteś pewny siebie, jesteś na tronie. To nieuświadomione wyniesienie może najłatwiej dostrzec wtedy, gdy zostajesz z tych planów ograbiony, gdy się one po prostu nie chcą realizować. Pomyśl, co się z tobą wtedy dzieje. Czy wielkość rozgoryczenia, zawodu bądź agresji nie świadczy o wielkości ukrytego gdzieś w głębi tronu, o jakim może nawet nie pomyślałeś nigdy, że tak głęboko jest w tobie osadzony i że taki wielki?

Dopiero łaska oczyszczeń może sprawić, ze te twoje trony zaczną się wynurzać na powierzchnię. Kiedy piedestał się zachwieje, może spróbujesz się modlić: Panie, uratuj ten tron, bo czuję się coraz bardziej zagrożony! Ale czy Pan Bóg może taką groteskową prośbę spełnić? Na pewno może, i nawet to czyni, ale do czasu. Jeżeli ratuje iluzję twego wyniesienia, to jest w tym coś z tajemnicy pokory Boga. To pokora Boga, który szanując twoją wolność jest jakby zmuszany przez ciebie do czegoś, co jest obiektywnie ohydne. Ale przyjdzie taki czas - taką przynajmniej trzeba mieć nadzieję - że On cofnie swoją zgodę, że będzie domagał się, abyś stanął w prawdzie. Może trudnej, bolesnej, ale prawdzie, która cię będzie wyzwalać. Taką drogą musiał iść każdy ze świętych, bo święci też nosili w sobie własny tron wyniesienia, który Pan Bóg na różne sposoby kruszył przez postawionych na ich drodze ludzi czy przez doświadczenia wewnętrzne.
(cdn, następny fragment - we wtorek 10 kwietnia)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006
"Maryja jest formą, w której jesteśmy duchowo kształtowani. Proces ten dokonuje się stopniowo i trwa całe życie, aż po dopełnienie się w momencie śmierci.
Gdy w chwili śmierci nie będziesz jeszcze w pełni duchowo ukształtowany, to proces ten będzie musiał dokonywać się dalej w czyśćcu.
Bóg jednak chce, byś uświęcił się, to znaczy został w pełni ukształtowany w formie, jaką jest Maryja, już na ziemi."
("Oto Matka twoja", s.68)