Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Czyj tron?
Tak naprawdę nie ma dla ciebie znaczenia, co robisz, czym się zajmujesz, ważne żeby to, co robisz, służyło podwyższaniu tronu dobrego mniemania o sobie. I tu kryje się często bardzo subtelna pokusa. Może coś tworzysz, organizujesz, wznosisz, czy to w sensie dosłownym, czy przenośnym. Poświęcasz się w niewiarygodny sposób dla innych, możesz przy tym wiele się modlić, i to bardzo gorliwie. Nie uświadamiasz sobie jednak, że gdzieś tam, w głębi twego zapracowanego prawie na śmierć serca, tli się bardzo głęboko ukryta iskierka nadziei, że przecież chyba to posłuży do podwyższenia twego tronu, choć trochę. Ja nawet nie chcę o tym wiedzieć, ale niech to, co robię, posłuży, aby inni albo żebym ja sam gdzieś na peryferiach świadomości miał ten maleńki okruch przekonania, że jednak na coś zasłużyłem. Tyle poświęceń w służbie dobra, i to za jaką cenę ... przecież to nie może być zmarnowane ... może coś dla siebie uszczknę ...
Może gdzieś za twymi pracami, modlitwami, dziełami większymi czy mniejszymi kryje się niewidoczny, niemal zatarty napis: w służbie Jedynemu Panu ... ale może coś i dla mnie ... I ta myśl cichutka, ledwie zauważalna: w służbie Jedynemu Panu mogę chyba zbudować sobie jakieś miejsce dla siebie, takie ... przynajmniej nie ostatnie. Czy to będzie tron? Nie chciałbym tak tego nazywać ...
Tymczasem iluzoryczny tron własnego wyniesienia, który w ten sposób budujesz, jest największą przeszkodą w zjednoczeniu z Bogiem. W sposób fundamentalny sprzeciwia się pierwszemu przykazaniu, jest jakby wyzwaniem nieustannie Bogu rzucanym. Bóg chcąc cię ratować przed konsekwencjami deptania Jego panowania przyciąga cię do siebie i zachęca, abyś schodził z tronu, osiągając wreszcie poziom podłogi, poziom prawdy. Nie może przecież być dwóch panujących.
Jak dostrzec w sobie tę nieuświadomioną chciwość bycia na wyżynach, na wysokościach, na tronie? Jeśli na przykład planujesz bliższą czy dalszą przyszłość nie odnosząc tej rzeczywistości, jakiej myślą dotykasz, do jedynego panowania Boga, to w twoim sumieniu powinno zapalać się choćby jakieś małe czerwone światełko. Alert. Jeśli jesteś pewny siebie, jesteś na tronie. To nieuświadomione wyniesienie może najłatwiej dostrzec wtedy, gdy zostajesz z tych planów ograbiony, gdy się one po prostu nie chcą realizować. Pomyśl, co się z tobą wtedy dzieje. Czy wielkość rozgoryczenia, zawodu bądź agresji nie świadczy o wielkości ukrytego gdzieś w głębi tronu, o jakim może nawet nie pomyślałeś nigdy, że tak głęboko jest w tobie osadzony i że taki wielki?
Dopiero łaska oczyszczeń może sprawić, ze te twoje trony zaczną się wynurzać na powierzchnię. Kiedy piedestał się zachwieje, może spróbujesz się modlić: Panie, uratuj ten tron, bo czuję się coraz bardziej zagrożony! Ale czy Pan Bóg może taką groteskową prośbę spełnić? Na pewno może, i nawet to czyni, ale do czasu. Jeżeli ratuje iluzję twego wyniesienia, to jest w tym coś z tajemnicy pokory Boga. To pokora Boga, który szanując twoją wolność jest jakby zmuszany przez ciebie do czegoś, co jest obiektywnie ohydne. Ale przyjdzie taki czas - taką przynajmniej trzeba mieć nadzieję - że On cofnie swoją zgodę, że będzie domagał się, abyś stanął w prawdzie. Może trudnej, bolesnej, ale prawdzie, która cię będzie wyzwalać. Taką drogą musiał iść każdy ze świętych, bo święci też nosili w sobie własny tron wyniesienia, który Pan Bóg na różne sposoby kruszył przez postawionych na ich drodze ludzi czy przez doświadczenia wewnętrzne.
(cdn, następny fragment - we wtorek 10 kwietnia)
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz