niedziela, 1 lipca 2012

"Jeśli szukasz swego wyniesienia" (21)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (20)
Część 3..
MIŁOSIERDZIE NAD ŚWIATEM LUDZKICH TRONÓW

     Pragnienie wyniesienia można opisać przy pomocy dwóch rozwartych palców. Rozewrzyj palec wskazujący ze środkowym i zobacz - odległość między ramionami kąta narasta. Tak wygląda historia ludzkich pragnień. Zaczyna się od małych, nawet bardzo małych. A potem pragnienia rosną, człowiek chce coraz większego wyniesienia, więcej mieć, więcej być. To, co ma i czym jest, nigdy mu nie wystarcza. Wcześniej czy później przyjdzie znudzenie, znużenie i będą się pojawiać coraz to nowe pragnienia, które się nigdy nie kończą. Te palce rozwarte pod kątem ostrym można w wyobraźni przedłużać, bez końca. Odległość między nimi będzie ciągle narastać - to obraz narastających pragnień. Tej przestrzeni między rozwartymi ramionami kąta nic nie wypełni, tylko nieskończoność.

     Jeśli szukasz swego wyniesienia, to za tym pragnieniem kryje się Boży ślad wyciśnięty na twoim jestestwie. Bóg stwarzając cię zostawił ten ślad, który oznacza, że twoje serce będzie ciągle niespokojne, aż je zaspokoi nieskończoność Miłości. Pragniesz wyniesienia, skończonego. Ale Bóg chce ci dać wyniesienie - nieskończone. A jeśli nieskończone, to przecież znaczy, że sam nigdy go nie zdobędziesz. Chyba nie jesteś tak szalony aby myśleć, iż własnymi siłami możesz osiągnąć nieskończoność.
     Wcześniej czy później odkryjesz, że to ci będzie ofiarowane. Z miłosierdzia.


Fałszywe i prawdziwe wyniesienie

     "W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Oz 17,28). Bóg podtrzymując świat w istnieniu nieustannie stwarza go. A to nieustanne stwarzanie świata stanowi niedostępną dla człowieka tajemnicę. Tajemnicę, w jak bardzo misterny sposób Bóg kieruje ludzkimi sercami. Bo skoro te serca widzą siebie na jakichś wysokościach, na piedestałach, na tronach - uważając, że bez tronu nie da się żyć - to jak im pomóc. Jak pomóc tym ludziom, by w kontekście swej niewyobrażalnej troski o własne wyniesienie, nie utracili tego, co jedynie ważne - duszy swojej.

     Taki biedak siedzi sobie na tronie i płacze, bo mu się obsunęły jakieś szczeble oparć psychicznych tworzące konstrukcję tronową. I wydaje się zupełnie zagubiony. Przecież są ludzie, którzy, kiedy im się tron zbyt gwałtownie zawala, potrafią się załamać, nawet popełnić samobójstwo. Ileż to musi być zadziwiających "podejść" ze strony Pana Boga, ile działań, żeby jednak podtrzymać ten walący się tron. Bo ten biedak ciągle płaczący nie wyobraża sobie życia poza tronem. Nawet współczucie kogoś innego siedzącego na tronie niewiele pomaga. Może nawet wywołać zazdrość: takiemu to dobrze. Rozsiadł się na tronie, wygodnie siedzi, a ja się muszę ciągle trząść, bo mój tron chybocze się nieustannie. Przecież ja już jestem tym udręczony ...

     W pewnym momencie może rozpaczliwym głosem zaczniesz wołać do Pana Boga: Panie, ratuj mnie, żebym zupełnie nie spadł! A Bóg? Jak na to odpowiada? Tylko On sam jeden wie, czy przyjść z pomocą i wspólnie z tym biedakiem wzmacniać konstrukcję tronową, czy może ewentualnie poradzić mu, aby się przesiadł trochę niżej. Przecież niżej mniej trzęsie. Może ten biedak przełknie gorzkie łzy, że wprawdzie jest większa trwałość, ale nie ma odpowiedniej wysokości. Bo czy jedno zastąpi drugie ...

     Gdybyś biedny wiedział, że ten tron i tak się musi rozwalić. Całkowicie. Że kiedyś z tego tronu zostanie tylko stos szczebli, potrzaskanych, połamanych, zbutwiałych. Ale jeszcze na razie tego ci nie mogę powiedzieć - chciałby ci szepnąć Bóg. Więc na razie muszę zabiegać o to, żebyś się nie obraził, żebyś nie opuścił drogi, która prowadzi do zbawienia twej duszy.

      Sytuacja między ludzkimi tronami jest przedziwna, bo ludzie siedzą na różnych wysokościach. Może się zdarzyć, że inni siedzący na swoich tronach przypuszczą na ciebie niespodziewany szturm i nagle, nieprzygotowany na ten atak, spadniesz. A Pan Bóg - ponieważ jest zawsze zdumiewający w swoim działaniu - może w tej twojej rozpaczliwej sytuacji pojawić się, ukazać swoją miłosierną twarz i pokazać ci coś, czego się nie spodziewałeś - prawdziwy tron. Wprawdzie mały, ale jaki piękny. Będziesz sobie tak nisko siedzieć, ale czy to nie lepsze od tego stosu połamanych szczebli? Bo przecież byłeś w sytuacji rozpaczliwej, a tu Pan Bóg się zmiłował i dał ci jakiś tron. Mały, bo mały, ale zawsze tron. I w twoim skołatanym sercu zrodzi się niezwykłe poczucie wdzięczności: jak bardzo mnie kochasz, Boże, że mi ten tron, choć taki mały, przyniosłeś. Bo już nic bym nie miał. To wdzięczność, autentyczna wdzięczność i Pan Bóg przyjmuje wyrazy podziękowania.

     Kiedyś dowiesz się, że choć ta wdzięczność niewątpliwie była autentyczna, to teraz byś się wstydził takiej wdzięczności. Ale przecież Pan Bóg wykorzystał tę sytuację ataku na twój tron, żeby ci powiedzieć:
Wiesz, nikt ciebie nie kochał, nie kocha i nie będzie kochał. Spójrz do tyłu, spójrz w przeszłość. Właściwie wszyscy niszczyli twój tron. Niekoniecznie jawnie, frontalnie, czasami w sposób bardzo przebiegły, czasami ukryty. A jeżeli nawet pomagali ci w budowie twojej struktury tronowej, to później okazywało się, że twój tron miał stać się podnóżkiem dla ich tronu. I przychodzi ci na myśl, jakie są obrzydłe te wszystkie trony i ludzie na tych tronach. - Tak, nawet zaczynam wierzyć, że nikt mnie nie kochał, nie kocha i nie będzie kochał. I że Ty jeden zadbałeś o mój tron. Pewnie, że wolałbym mieć większy, ale i za ten jestem Ci, Boże, bardzo wdzięczny. Rzeczywiście, tylko Ty, Panie, jesteś dobry. Już nawet rozumiem słowa., jakie wypowiedziałeś do bogatego młodzieńca o tym, że tylko Bóg jest dobry (Por. Mk 10,18)

     Musi jednak przyjść taki moment, kiedy zobaczysz - w swoim już teraz bardziej wrażliwym sumieniu - że jednak ciągle kochasz Boga za coś. A to "coś" zawsze oznacza twój tron, mniejszy czy większy. I tak sobie pomyślisz, że jeśli Bóg ci zabierze - On sam z kolei - ten twój mały, maleńki tron, to przecież dla ciebie będzie jakaś wielka próba wiary. - Czy On mnie jeszcze kocha? Skoro ustawił się razem, jakby w jednym szeregu, z tymi wszystkimi, którzy tak systematycznie niszczyli mój biedny tron ...

     A Pan Bóg ci mówi, że kocha cię takim, jakim jesteś, nad życie. Takim, który właściwie zawsze szukał tronu i którego wszystkie łzy, bunty i rozpacze były zawsze związane z tym uganianiem się za tronem i  którego to uganianie poraniło, może pogruchotało. A teraz obolały, bez sił wleczesz się z jakąś iskrą nadziei ku Ojcu. I rzeczywiście zmarnowałeś życie całe na tym poszukiwaniu, zdobywaniu tronów. Ale teraz, kiedy te wszystkie iluzje odpadły, idziesz odrobiną wiary idziesz ku Ojcu próbując mówić: Wszystko zmarnowałem, to chociaż przyjmij mnie takiego zupełnie nie mającego nic z wielkości, nic z wyniesienia. Może za najemnika mnie przyjmiesz, bo właściwie na nic więcej nie zasłużyłem.

     Nie spodziewałeś się, że w tym momencie coś niesamowitego wybuchnie, że padną słowa, których zupełnie nie rozumiesz. Ciebie, który wszystko zmarnował w gonitwie za tą fikcją tronu, Ojciec każe uczcić tak, że czujesz się jakby to była nagroda. Ale za co, za to twoje podłe życie? Bóg każe przygotować ucztę i ubrać cię w jakieś szaty, których sobie nigdy nie wyobrażałeś, nałożyć pierścień synostwa na rękę i sandały, jakie nosi syn. A nadto wszystko odczujesz radość Ojca, który jest szczęśliwy, że mocą tej odrobiny łaski, jaką przyjąłeś, wróciłeś do Niego - taki normalny, bez tronu pożądań, roszczeń, wydumanej wielkości. Jedynie w całej nagiej prawdzie o sobie. Takiego Bóg z taką niezwykłą czułością przyjmuje. Bo wreszcie może kochać cię tak niezwykle, ponieważ tej żebraczej nagości nie masz czym przykryć, nie masz żadnej maski, żeby jakąś rolę odegrać przed Ojcem. A wtedy uznasz, że faktycznie nie masz nic poza Jego miłością i pamiętając, że przecież jednak pragnienie tronu bynajmniej nie wygasło w tobie, będziesz Go prosił jak żebrak o miłosierdzie. Twoje serce, wreszcie uspokojone, znajdzie pokój w Jego miłujących ramionach.

     Ty, który zawsze marzyłeś o tronie i byłeś święcie przekonany, że bez tronu nie da się żyć, właściwie miałeś rację. Tron musisz mieć, tylko że tym tronem ostatecznie mają stać się miłujące ramiona Ojca. On syna, który wszystko zmarnował, przygarnia i będzie chciał już stale mieć na tronie swoich ramion. Ale to już nie będzie twój tron, tylko tron Bożego miłosierdzia.

     Bóg nie tyle chce zniszczyć twoją tęsknotę za piedestałem, co raczej ją przekształcić. Widząc za jakimi ochłapami tęsknisz, oczekuje, że zwrócisz się do Niego. Przecież ten przyziemny świat twoich pragnień, to twoje ciasne podwórko, w jakim się obracasz, powoduje, że nie możesz wyjść ze stanu skarłowacenia. I dlatego chce cię ratować. Oczekuje, że będziesz Go prosił, aby zesłał  jako szczególne narzędzie swej łaski Maryję, która mocą Jego działania w tobie będzie zdolna przekształcać twój kurnikowy świat marzeń, taki płaski, taki niegodny ciebie. Otwórz się na Maryję, na to szczególne narzędzie Jego łaski, bo On chce wyjść naprzeciw twoim pragnieniom wyniesienia - będziesz wyniesiony. Aż na wysokość Bożych ramion. A jeżeli to cię przeraża, bo Bóg jest nieskończonością, to możesz prosić Jezusa, aby to była wysokość wyniesienia na ramionach Maryi. Tylko że to wyniesienie na ramionach Maryi oznacza, że to będzie tron, ale nie twój. I właściwie będziesz na tronie, ale przytulony do Jej Serca, objęty Jej ramionami. Takie wyniesienie chce ci dać Bóg. Kiedy odkryjesz je naprawdę, to ono ci całkowicie wystarczy. Bo tak naprawdę ludzkiemu sercu wystarczy miłość, ale ta mocna, autentyczna, ta zawsze wierna. (cdn)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 24 czerwca 2012

"Potrzebuję Ciebie, Jezu, tak bardzo." (20)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (19)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Brakuje Mi ciebie (cd)
Kiedy walczysz o czas dla siebie, to może nie zastanawiasz się nad tym, że czas to taki uniwersalny środek, który w swoich zamiarach możesz na wszystko zamienić, że w tym posiadaniu dla siebie czasu jakże głęboko wyraża się pragnienie samowystarczalności, niezależności od Boga. Bo czas możesz zamienić na przyjemność, możesz zamienić na zdobywanie pieniędzy, na uporządkowanie swoich spraw, co może przynosić ci satysfakcję pewności siebie, poczucie panowania nad sytuacją. Zresztą samo dysponowanie czasem daje wystarczająco silne przekonanie, że jesteś kimś.

     Doczesność jest czasoprzestrzenią, o tych dwóch wymiarach. Kiedy do panowania nad czasem dodasz jeszcze panowanie nad przestrzenią poprzez wystarczająco sprawny samochód czy samochody, to możesz utonąć w iluzji, że posiadasz  b a r d z o  dużo i że  b a r d z o  nie potrzebujesz Boga.

     Iluzja władzy domaga się nie tylko wypełnienia swoją mocą czasoprzestrzeni, ale również ludzi, którzy bądź będą realizować twoje plany, zamiary, bądź usensowniać twoje przekonanie, że jesteś kreatorem własnego życia.

     W tak wielką dal sięgające iluzje tronu obejmują na przykład posiadanie dzieci. Dzieci są twoje, ponieważ dałeś im życie. Bóg wcześniej czy później musi sprzeciwić się twoim wydumanym iluzjom i może te iluzje przestać podtrzymywać w istnieniu. A wtedy okaże się, że twoje dzieci nie są twoje, nie są twoją własnością, wymykają się spod twojej władzy. I tak naprawdę potrafią zatruć ci najlepiej dobrane i z trudem zdobyte odcinki czasu, którym tak chciałeś zawładnąć.

     Te nieuświadomione, nieodkryte kontynenty iluzji tronu często objawiają się właśnie wtedy, gdy nad czymś tracisz władzę. Kiedy zachorujesz i lekarz nie będzie mógł ci pomóc, kiedy będziesz musiał przejść na emeryturę czy przy licznych innych tego rodzaju okazjach, odczujesz, jak te walące się iluzje mogą być bolesne dla ciebie. Ale jeżeli wcześniej nie chciałeś usłyszeć szeptu Jezusa: Brakuje Mi ciebie, to być może na gruzach swoich iluzji ten szept wreszcie usłyszysz i zapragniesz Boga. Bo tak naprawdę głód Boga rodzi się na zgliszczach wypalonych ludzkich przekonań o tym, że sami sobie wystarczamy.

     Głód Boga ma zwykle tę bolesną otoczkę wypalonych iluzji, ale próbuj być wdzięczny za nią, ponieważ przynajmniej w tym kontekście odkryjesz wreszcie Jedyną Miłość, która zawsze była tak bardzo cierpliwa, tak długo czekająca na ciebie, tak bardzo wytrwała i tak wierna jak wierny może być tylko Bóg, który ukochał cię nad życie. To ten głód Boga zrodzi w tobie modlitwę-odpowiedź:
Brakuje mi Ciebie, Jezu, bardzo.
     Potrzebuję Ciebie, Jezu, tak bardzo. Potrzebuję, abyś posługiwał się Maryją jako szczególnym narzędziem Twojej łaski. Potrzebuję Ciebie każdego dnia w tym szczególnym narzędziu, jakim jest Maryja, w tym niezwykłym narzędziu Twojej miłości do mnie. Jak żywisz ptaki niebieskie i przyozdabiasz lilie polne - potrzebuję Ciebie, Twojej miłosiernej troski o mój chleb powszedni. Bo bez Ciebie nie dam sobie rady nawet w prostych, codziennych sprawach.
     Potrzebuję Ciebie w trudnościach życia, które stanowią dla mnie próby wiary. Ty najlepiej wiesz, że w tych próbach - jeśli będę wierzył w siebie - załamię się. Dlatego tak bardzo potrzebuję Ciebie, Twych miłujących ramion, Boże, które obejmują mnie ramionami Twej Matki.
     Potrzebuję Ciebie w mym życiu duchowym, potrzebuję posługiwania się przez Ciebie Maryją w mym życiu modlitwy, w mym życiu sakramentalnym. Tyle we mnie złych skłonności, tyle pokus. Tyle zanurzenia w bagnie doczesności.
Potrzebuję, byś strzegł mej wierności dla Ciebie w życiu duchowym poprzez Maryję, którą wybierasz jako narzędzie swej szczególnej łaski. Przez Maryję jako znak swojej obecności będziesz przelewał na mnie zdroje swego miłosierdzia.
     Potrzebuję Ciebie w kontaktach z Tobą, na płaszczyźnie wiary. Bo moja modlitwa jest tak marna, pełna rozproszeń, że nie wiem, czy czasem przez nią bardziej nie obrażam Ciebie niż szukam Twojej woli. Mój udział w sakramentach świętych, które stanowią niewyobrażalny skarb dla mnie, przypomina raczej zachowanie tego stworzenia, o którym powiedziałeś, że potrafi skarb stratować i znieważyć (por. Mt 7,6).
     Potrzebuję Ciebie tak bardzo, by Eucharystia nie ściągnęła na mnie wyroku potępienia, jak przez swój Kościół każesz się modlić we Mszy św. przed przyjęciem Komunii św. kapłana. Twoja miłość do mnie sprawi, że posłużysz się Maryją, aby była dla mnie kanałem Twej łaski i aby to Ona żyła we mnie żywą wiarą w Twoją moc i w Twoją miłość, ciągle przeze mnie nieodkrytą, a którą wierzę, że pozwolisz mi w pełni odkryć, kiedy zobaczę Cię twarzą w twarz.   

(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 17 czerwca 2012

"Brakuje Mi ciebie, bardzo " (19)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (19)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Brakuje Mi ciebie

     Brakuje Mi ciebie, bardzo - zdaje się do ciebie szeptać Jezus. Bo On chciałby wszystko ci dawać, wszystkim obdarzać, ponieważ tak naprawdę wszystko - i to od Niego - możesz otrzymać. Dosłownie wszystko. A ty nie licząc się z bólem, jaki Mu zadajesz, zdajesz się mówić zupełnie odwrotnie: nie brakuje mi Ciebie, Panie. A przynajmniej chciałbym, żeby mi nie brakowało Ciebie. Bo to nie jest dla mnie przyjemne - wciąż tylko otrzymywać. To przecież znaczy, że musiałbym być żebrakiem, który od Ciebie zależy - wyłącznie i we wszystkim. A ja, mimo że faktycznie jestem nędzarzem, wymarzyłem sobie, wykreowałem taką wizję - która okazuje się iluzją - że nie potrzebuję nikogo ani niczego. I od nikogo.
     Nawet bywają takie wzorce wychowawcze zaszczepiane dzieciom: żyj tak, żebyś nigdy niczego od nikogo nie potrzebował. Być może taki wizerunek został i tobie zaszczepiony, i to rzutuje na twój stosunek nie tylko do innych ludzi, do świata, ale również do Boga. Może sobie pomyślałeś, że zadbasz o swoje ciało, będziesz uprawiał nawet specjalną kulturystykę. Bo nie chcesz takiej sytuacji, żebyś zależał od lekarstw, od lekarza. Chcesz być panem swojego ciała. Czy to twój tron? Może tak ktoś powie, ale sam bynajmniej tak tego nie nazywasz. Ale kiedy tak absolutyzujesz swoje zdrowie, to w samym słowie "absolutyzować" mieści się rdzeń "absolut", czyli jakaś boskość. 
     A Bóg nie zgadza się z tego rodzaju myśleniem. Nie, ciało nie należy do ciebie, nie jest twoją własnością. Jeśli ci pozwalam na to, żebyś absolutyzował własne zdrowie czy własne ciało, to dlatego że świadomość iluzoryczności tronu jest w tobie bardzo ograniczona. Gdybym ci zabrał nagle pewne iluzje, mogłoby to się dramatycznie zakończyć.
     Bo pomyśl, masz wysportowane nogi, ćwiczysz bieganie. A wystarczy, że Ja nie usunę spod twoich stóp śliskiej nawierzchni i w pewnym momencie możesz znaleźć się na ziemi ze zwichniętą czy złamaną kończyną. I okaże się, że nie masz władzy nad swoim ciałem, nie masz władzy nad swoimi nogami. Iluzja pryśnie wśród nader dramatycznych i bolesnych dla ciebie okoliczności.
     W tym wydarzeniu możesz usłyszeć moje pragnienie: Brakuje Mi ciebie, bardzo. Tak bardzo chciałbym się troszczyć o ciebie. Żebyś wreszcie odkrył moją miłość, to nawet nawierzchnię byłbym gotów zmienić pod twoimi stopami, żebyś się tylko nie przewrócił.
     Takich rzeczy, które obejmują twoje iluzje tronu, jest tak dużo, że można by mówić o nieuświadomionym, nieodkrytym ciągle kontynencie władzy, jaką masz złudzenie sprawować. Ta niezmierzona dal iluzji tronu dotyczy nie tylko czegoś, dotyczy jeszcze bardziej kogoś, dotyczy ludzi. Kiedy podchodzisz do lekarza na szpitalnym korytarzu i błagasz go ze łzami w oczach, aby ratował życie twego dziecka, przypomina to modlitwę błagalną, którą przecież powinieneś zanosić do Boga, nie do lekarza. Ale taka to już jest nędza niewiary człowieka. Niewiary w Boga wyrażającej się wiarą w ludzi.
(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 10 czerwca 2012

"...twój tron stoi naprzeciw tronu Boga" (18)

   
"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (18)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Tron panowania nad sobą (cd)
Tekst św. Pawła, natchniony i objawiony przez Boga, tekst, który zbija z tropu, kiedy próbujemy wczuć się w jego sens. Bo św. Paweł wyraźnie mówi: "ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny" (2Kor 12,10). Św. Paweł jawi się nam jako niezwykły apostoł, jako taki Boży szaleniec, człowiek, którego nie potrafią złamać narastające prawie do niemożliwości przeszkody. I nagle widzimy, jak ten gigant, ten wielki apostoł dzieli się z nami swym odkryciem, że wcale nie jest wielki i że nie dąży do tego, żeby być wielkim, a więc nie dąży do bycia na tronie; że w nim samym nie ma mocy, ze Jego mocą jest sam Bóg.

     Poddawanie się jedynemu panowaniu Boga w praktyce oznacza świadomość zależności od Niego. Jeżeli to ma być jedyne, a więc całkowite panowanie Boga nad nami, to znaczy, że poczucie całkowitej zależności od Boga powinno przeniknąć nas aż do samej głębi. I tutaj doświadczanie słabości może nam bardzo pomóc, przypomnieć, że faktycznie nie zależymy od siebie, że ten tron jest fikcją. Bo przecież słabość fizyczna, psychiczna czy duchowa oznacza brak panowania nad sobą i w tym znaczeniu te doświadczenia słabości wprowadzają nas w obszar prawdy.

     Słowa Jezusa powiedziane w związku z obrazem krzewu winnego: "Beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15,5), pokazują, jaka jest prawda. Nic nie możecie uczynić, czyli sami z siebie jesteście słabi, całkowicie słabi, bo   n i c   nie możecie. I św. Paweł nam przypomina, że "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,28). Czyli bez Niego nie żyjemy, nie ruszamy się, nie jesteśmy. To On jest naszą mocą, naszą nadzieją, skałą, na której możemy się oprzeć bezpiecznie, schronieniem. Jest naszym domem. Jest wszystkim tym, czego potrzebuje nasze biedne, skołatane serce.

     Tylko w świetle wiary możesz zobaczyć, że twój tron stoi naprzeciw tronu Boga, że stanowi jakby wyzwanie dla Niego. I nie wiadomo, czym się bardziej zdumiewać - czy stopniem twojej niewiary, która nie dostrzega tych dwóch tronów (a może nie chce dostrzegać), czy ślepotą stworzenia, które nie widzi całej wielkości dramatu. Bo ten drugi tron jest jak wyzwanie rzucane Bogu nieustannie. A jeżeli jest wyzwaniem, to wcześniej czy później musi się zawalić. Kim w końcu jesteś człowieku, że z tego wyzwania czynisz jakby osnowę dla swego życia…?

     Ból towarzyszy Jezusowi faktycznie przez całe Jego publiczne życie. Ten ból osamotnienia wśród tłumów, które karmi cudownie chlebem. A oni nawet chcą Go porwać posadzić na tronie, ogłosić królem, ale po to tylko, żeby obok Jego tronu zasiadać na swoich tronach, którym wystarczy po prostu pełny brzuch.

     Jezus z bólem głosi Ewangelię o królestwie, i to nie tylko swoim uczniom, ale również faryzeuszom, arcykapłanom, bo to są też Jego dzieci. To są też grzesznicy, tylko że nieświadomi swej grzeszności. Rozsiadający się na swoich tronach uważają Jezusa za niebezpiecznego dla siebie. Bo Jego tron miłosierdzia zawsze przynosi polaryzację. Im bardziej Jezus będzie usiłował zmiękczyć ich serca, tym bardziej będą chcieli bronić swoich pozycji. Zło będzie narastać. Grzech będzie coraz większy. A On nauczał, że ludzkie trony zmierzają do uciskania poddanych, Jego zaś królestwo jest królestwem służenia. Wszystkim. Umywaniem nóg również swemu przyszłemu zdrajcy.

     Jezus kochał uniżenie. Ale nikt tego nie rozumiał poza Jego Matką. Nawet modląc się możesz się zagubić i nie odkryć upodobań Pana. Jeśli chcesz nawiązać z Nim kontakt, musisz ukochać to, co On ukochał.
Wiesz o tym, a jednocześnie wiesz o swojej bezradności, bo pragnienie uniżenia nie jest twoim życiem. W swym tak wielkim zagubieniu możesz błagać Jezusa o ratunek, możesz prosić Go, aby posłużył się swoją Matką - którą tak bardzo ukochał - jako szczególnym narzędziem swojej łaski. Aby Ona, Matka Uniżenia, żyła w tobie modlitwą uniżenia, aby żyła wiarą w iluzoryczność twego tronu, wiarą, której tak bardzo ci brakuje. Choćby tak maleńką jak ziarnko gorczycy, ale nabrzmiałą pewnością, taką pewnością, jaką może obdarzyć tylko łaska miłosiernego Pana.
(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

czwartek, 7 czerwca 2012

"Gdyby tylko pojawiała się wiara..."(17)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (17)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Tron panowania nad sobą

     Jak trudno ci sobie wyobrazić pragnienie Boga, aby cię ubogacać swoją łaską. Żeby móc skutecznie działać w twojej duszy, Bóg może stopniowo pozbawiać cię panowania nad twoją sytuacją wewnętrzną. Może na przykład uczynić twoje ciało mniej odpornym na choroby, stopniowo może zmniejszać odporność twojej psychiki na stres, napięcia, na nagłe zmiany sytuacji. Zaczyna cię męczyć praca, podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Wszystko to oczywiście nie jest rzeczą łatwą, ponieważ ciągle tkwi w tobie przekonanie, że to jest twoje ciało, twoja psychika, toteż i ciało, i psychika powinny być ci poddane, poddane twemu panowaniu. Zapominasz, że i ciało, i dusza należą do Boga, i to On ma pełne prawo do całej twojej istoty.

     Do dziedziny podległej twemu iluzorycznemu panowaniu należy kwestia kompetencji. Wydaje ci się oczywiste, że powinieneś dążyć, aby być kompetentny w sprawach zawodowych, wychowawczych, zaradny w sprawach życia codziennego. Nawet nie myślisz, że to jest twój tron. Dopiero ktoś musiałby ci to pokazać, bo to tak przyrasta do twojej świadomości, że tworzy jedno z tobą. W tym sensie człowiek i tron jego wyniesienia tworzą jakąś integralną całość.

     Na Jeziorze Galilejskim, kiedy Jezus spał w łodzi, z pewnością Apostołowie czuli się pewni siebie (por. Mt 8,23-27). To była ich praca zawodowa. Nie zastanawiali się nad tym, że są pewni siebie, że ufają sobie. Aby ich uczynić bardziej otwartymi na słowa Jezusa, potrzebna była burza. Stali się wtedy całkiem bezradni w dziedzinie tej swojej, wydawało się - wysokiej, kompetencji. I w miarę jak przez fale żywiołu burzona była ich pewność siebie, ich tron panowania nad sobą, mogła w ich świadomości narastać wiara w jedyne panowanie Tego, którego dopiero zaczęli odkrywać nie tylko jako Mistrza, ale Pana i Władcę. W ten sposób zakwestionowanie kompetencji robi miejsce dla wiary.

     Czujesz się coraz bardziej niepewnie na swoim tronie, również gdy pojawia się bezradność w życiu duchowym. Do tej pory gdzieś w podświadomości tkwiło w tobie przekonanie, że to ty idziesz do Boga, czyli że cała sfera duchowa też powinna ci podlegać. Niepewność może teraz narastać do tego stopnia, że przestajesz wierzyć, iż z wysokości tronu wiesz w jakim kierunku iść, jak się poruszać, co robić w dążeniu do zjednoczenia z Bogiem. Brak panowania z wysokości tronu czyni cię bezradnym, zagubionym, jakbyś poruszał się w ciemnościach.

Wiara w jedyne panowanie Boga określa twój stosunek do modlitwy. Na ile wierzysz w to panowanie, na tyle wierzysz w moc modlitwy. Mówi się nieraz: wiesz, nic nie mogę dla ciebie zrobić, mogę tylko pomodlić się za ciebie. I nawet nie przypuszczamy, jak bardzo z takiej "pobożnej" wypowiedzi zionie niewiara. Bo modlitwa jawi się tu jako dodatek. A przecież twoje dłonie wyciągnięte w żebraczym geście ku Temu, od którego wszystko zależy, mogłyby zmieniać bieg historii. Gdyby tylko pojawiała się wiara, choćby tak maleńka jak ziarnko gorczycy, ale nabrzmiała pewnością, taką pewnością, jaką może mieć ktoś, kto nie ma nic, a wierzy, że otrzyma wszystko. Modlitwa błagalna, modlitwa prośby, tak mało doceniana, jest tak bardzo ważna, ponieważ ona zawsze odwołuje się do jedynego panowania Boga i to panowanie przyzywa.
(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 3 czerwca 2012

"Tylko Jezus może zrozumieć twoją samotność... " (16)

   
"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (16)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Pamięć i wyobraźnia w służbie wyniesienia (cd)
      Możesz nieustannie wzbogacać wyobraźnią teraźniejszość, ale nie tylko. Twoje pragnienie wyniesienia ma wymiar trzech czasów. Bo przecież teraźniejszości nie da się oddzielić od tego, co będzie, co planujesz, na co masz nadzieję, co sobie wyobrażasz, ale także i od tego, co minęło - od przeszłości, którą możesz ciągle ożywiać, i to bez końca. Te konstrukcje tronowe wznosiłeś tak długo, mozolnie, poczynając gdzieś tam od pierwszych lat życia. One są mocno osadzone w przeszłości, tam mają swoje korzenie. Tak ważne korzenie, że wysokość tronu, który będziesz chciał zbudować, będzie jakoś mierzona głębokością fundamentów, jakie wykreowałeś w przeszłości. Pewnie, że to wszystko było i jest iluzoryczne, ale jakżeż to zaplątana i skomplikowana iluzja, jak zapętlona.

     Siedzisz sobie na kanapie ze stosem listów, dawnych, może nawet już pożółkłych fotografii ułożonych starannie w albumach i wspominasz. Mniej lub bardziej świadomie ubarwiasz to, co się wydarzyło. A to, co się wydarzyło, było wielkie dla ciebie. Udane spotkania, ciekawi ludzie, którzy darzyli cię przyjaźnią, podziw, jaki cię otaczał. Byłeś kimś dla wielu, może bardzo wielu. l wskrzeszasz to z przeszłości, ożywiasz. Jesteś kreatorem. Ale nie zapominaj, że jeśli naprawdę kreatorem, to kreatorem iluzji, fikcji. I tą iluzją, fikcją obficie karmisz swoje tak bardzo spragnione hołdów, biedne, umęczone sobą serce.

     Mogłoby się wydawać, że już nie jesteś kimś wielkim, znaczącym. Nie, ciągle na tronie. Jeśli zaś na tronie - choćby tak fikcyjnym jak puste marzenia - to znaczy, że ptak jest ciągle przywiązany i nie może rozwinąć skrzydeł, nie może zjednoczyć się z najświętszą i jedyną Miłością.

     Żeby znaleźć się w ramionach tej Miłującej Obecności, która chce przez miłość zamieszkać twoje serce, musisz przyjąć siane przez Boga ziarno szaleństwa i pozwolić się nieść Temu, który tak bardzo pragnie być Jedynym Panem i Oblubieńcem twej duszy.

     Jaki jesteś biedny w tym kreowaniu z byle czego jakichś okruchów swojej wielkości, czy w pamięci, czy w wyobraźni. I nie myślisz, że w ten sposób odwracasz się od Jezusa, odwracasz się plecami do Jego miłosierdzia, bo przecież jesteś zajęty, sobą. Nie myślisz, że to jest dramat. Ale jest nadzieja, że Jezus cię nie opuści w tym tak tragikomicznym wypiętrzaniu się i zobaczysz bezsens tego.

     Nie warto żyć dla świata ludzkich tronów, bo tak naprawdę w świetle wiary wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie ma ludzi. Jest tylko Jego panowanie. Nie ma krzywd. Jest tylko Jego panowanie, które dopuszcza, że twój tron zostaje naruszony i wtedy możesz czuć się pokrzywdzony. Ludzi przyjaznych też nie ma. Jest tylko Jego miłosierne panowanie nad grzesznikiem, który może stać się dobry dla ciebie jako przedłużone ramię Jego miłości.

      Jak bardzo jesteś sam z tym swoim pragnieniem wyniesienia. Tylko Jezus może zrozumieć twoją samotność i potrzebę dowartościowania, więc możesz się zwrócić do Niego, aby posłużył się Maryją jako szczególnym narzędziem swojej miłości. Ona, żyjąc w tobie z łaski swego miłosiernego Syna, będzie w tobie odkrywać bezsens tego wszystkiego, za czym gonisz. Przybliżając się do ciebie będzie w tobie rodzić głód prawdziwego powołania, powołania do świętości, do zjednoczenia z Bogiem. Jako szczególne narzędzie miłości Jezusa przybliżając się do ciebie będzie spalać brud iluzji, jaki cię oblepia.

     Jeżeli życie jest opowieścią, to i twoja przeszłość jest opowieścią, w której ty grasz pierwsze skrzypce, pierwszą rolę. Takie długie nieraz musi być ludzkie życie albo tak bardzo przeniknięte cierpieniem, żeby te skręcone liny tronowych konstrukcji jakoś porozplątywały się, a w końcu powypalały. Bo Bóg, który będzie chciał żyć w tobie jako Boski płomień miłości, będzie spalał te korzenie twoich tronów zakotwiczone tak mocno w mniej lub bardziej dla ciebie drogich zdarzeniach z przeszłości. Sam byś się nie wyplątał z tego, ale Bóg wszystko może, wszystkiego może dokonać - Boski płomień, który oświeca to, co splątane i zabłąkane, ogrzewa to, co skurczone i zaciśnięte, wypala to, co przepełnione brudem miłości własnej.

     Dziękuję ci, Boże, że w tym tak cierpliwym i delikatnym zbawczym działaniu posługujesz się niezwykłym swoim narzędziem, jakim jest Maryja. Ponieważ poprzez to narzędzie będziesz mi przypominał, że każdy akt działania Twojego ognia jest dziełem miłości, najdelikatniejszej. Będziesz pozwalał mi dostrzegać w tym wszystkim obecność narzędzia Twojej łaski, które będzie mi przypominać macierzyńskie rysy Twojego we mnie działania.

     A kiedy już z tego twego tronu pozostanie tylko kupka szarego popiołu, będzie to znaczyło, że dopełniła się miara Bożego miłosierdzia i Bóg widząc, że jesteś w pełnej prawdzie, będzie mógł zaślubić ten popiół i w ten sposób obdarzyć go w pełni sobą.
(cdn, następny fragment - w niedzielę 10 czerwca)"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 13 maja 2012

"...co zostawiamy dla siebie" (15)


"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (15)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Pamięć i wyobraźnia w służbie wyniesienia

     Może w pewnym momencie dostrzeżesz, ze nie pozwalasz Bogu rozlewać nad sobą łask płynących z Jego panowania, bo brak ci ziarna szaleństwa, którego zabrakło bogatemu młodzieńcowi, aby pójść do końca za Chrystusem (por. Mk 10,17-27). Miał wiele majętności, jakiś urząd, był zwierzchnikiem, jak podaje św. Łukasz (por. Łk 18,18). W słowach "jedyne panowanie Boga", akcent pada nie tylko na panowanie, ale również na Jego jedyność. Nie można pójść za Bogiem, jeśli się jest człowiekiem kompromisu, człowiekiem letnim. Sytuacja kompromisu jest wielkim duchowym zagrożeniem, ponieważ generuje złudzenie, że Bogu coś ofiarowuję, może nawet dużo, może nawet dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Przecież bogaty młodzieniec zachowywał wszystkie przykazania, musiał więc Bogu dawać bardzo dużo. Ale Bóg jest przedziwny, ponieważ nie tyle interesuje się tym, co Mu dajemy, ile tym, co zostawiamy dla siebie.

Nie można zjednoczyć się z Bogiem, jeśli się jest bodaj cienką nitką uwiązanym do kogoś czy do czegoś. Dla uwiązanego ptaka nie jest ważne, jak podkreśla św. Jan od Krzyża, co go krępuje, co wiąże go z tym światem - czy gruba lina, czy cienka nić. I tak nie może rozpostrzeć skrzydeł, dopóki jest uwiązany.[8. Por. Droga na Górę Karmel, 1, 11,4.]
     Może będziesz sądził, że już jesteś bliski odwiązania nitek łączących cię ze światem, który wydaje się od ciebie odwracać, bo czujesz, jak lat ci przybywa i coraz mniej cię szanują, coraz mniej się z tobą liczą. Może jednak światło łaski pozwoli ci zobaczyć, że mimo tego osamotnienia, jakie przeżywasz, możesz wykreować swoją wielkość, zbudować sobie tron, tron zakotwiczony w przeszłości.
     Potrzebujesz tylko słuchacza. Ostatecznie możesz i z siebie uczynić słuchacza, aby opowiadać sobie czy komuś, kto przed tobą siedzi, jaki byłeś zaradny, ile zrobiłeś dla kraju, dla rodziny, jaka byłaś piękna, jaka dzielna. To wszystko są elementy tronu, które przywołujesz z pamięci i które ciągle stanowią jakże smaczny kąsek dla twojej pychy, dla twojej wielkości. Tej wielkości wprawdzie nie ma, bo już przeminęła z wiatrem, ale zostały jeszcze dwa rezerwuary, z których możesz czerpać, dwa spichlerze, z których możesz wyciągać jak ze skarbca mieniące się złotem wielkości   w s p o m n i e n i a ,  a gdyby ich zabrakło, to po prostu wciąż ubarwiane   m a r z e n i a. Zresztą, czy istnieje tak naprawdę ścisła linia demarkacyjna między jednymi a drugimi?
 (cdn, następny fragment - we wtorek 15 maja)
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006


"Maryja jest formą, w której jesteśmy duchowo kształtowani. Proces ten dokonuje się stopniowo i trwa całe życie, aż po dopełnienie się w momencie śmierci.
Gdy w chwili śmierci nie będziesz jeszcze w pełni duchowo ukształtowany, to proces ten będzie musiał dokonywać się dalej w czyśćcu.
Bóg jednak chce, byś uświęcił się, to znaczy został w pełni ukształtowany w formie, jaką jest Maryja, już na ziemi."
("Oto Matka twoja", s.68)