"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (16)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Pamięć i wyobraźnia w służbie wyniesienia (cd)
Możesz nieustannie wzbogacać wyobraźnią teraźniejszość, ale nie tylko. Twoje pragnienie wyniesienia ma wymiar trzech czasów. Bo przecież teraźniejszości nie da się oddzielić od tego, co będzie, co planujesz, na co masz nadzieję, co sobie wyobrażasz, ale także i od tego, co minęło - od przeszłości, którą możesz ciągle ożywiać, i to bez końca. Te konstrukcje tronowe wznosiłeś tak długo, mozolnie, poczynając gdzieś tam od pierwszych lat życia. One są mocno osadzone w przeszłości, tam mają swoje korzenie. Tak ważne korzenie, że wysokość tronu, który będziesz chciał zbudować, będzie jakoś mierzona głębokością fundamentów, jakie wykreowałeś w przeszłości. Pewnie, że to wszystko było i jest iluzoryczne, ale jakżeż to zaplątana i skomplikowana iluzja, jak zapętlona. Siedzisz sobie na kanapie ze stosem listów, dawnych, może nawet już pożółkłych fotografii ułożonych starannie w albumach i wspominasz. Mniej lub bardziej świadomie ubarwiasz to, co się wydarzyło. A to, co się wydarzyło, było wielkie dla ciebie. Udane spotkania, ciekawi ludzie, którzy darzyli cię przyjaźnią, podziw, jaki cię otaczał. Byłeś kimś dla wielu, może bardzo wielu. l wskrzeszasz to z przeszłości, ożywiasz. Jesteś kreatorem. Ale nie zapominaj, że jeśli naprawdę kreatorem, to kreatorem iluzji, fikcji. I tą iluzją, fikcją obficie karmisz swoje tak bardzo spragnione hołdów, biedne, umęczone sobą serce.
Mogłoby się wydawać, że już nie jesteś kimś wielkim, znaczącym. Nie, ciągle na tronie. Jeśli zaś na tronie - choćby tak fikcyjnym jak puste marzenia - to znaczy, że ptak jest ciągle przywiązany i nie może rozwinąć skrzydeł, nie może zjednoczyć się z najświętszą i jedyną Miłością.
Żeby znaleźć się w ramionach tej Miłującej Obecności, która chce przez miłość zamieszkać twoje serce, musisz przyjąć siane przez Boga ziarno szaleństwa i pozwolić się nieść Temu, który tak bardzo pragnie być Jedynym Panem i Oblubieńcem twej duszy.
Jaki jesteś biedny w tym kreowaniu z byle czego jakichś okruchów swojej wielkości, czy w pamięci, czy w wyobraźni. I nie myślisz, że w ten sposób odwracasz się od Jezusa, odwracasz się plecami do Jego miłosierdzia, bo przecież jesteś zajęty, sobą. Nie myślisz, że to jest dramat. Ale jest nadzieja, że Jezus cię nie opuści w tym tak tragikomicznym wypiętrzaniu się i zobaczysz bezsens tego.
Nie warto żyć dla świata ludzkich tronów, bo tak naprawdę w świetle wiary wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie ma ludzi. Jest tylko Jego panowanie. Nie ma krzywd. Jest tylko Jego panowanie, które dopuszcza, że twój tron zostaje naruszony i wtedy możesz czuć się pokrzywdzony. Ludzi przyjaznych też nie ma. Jest tylko Jego miłosierne panowanie nad grzesznikiem, który może stać się dobry dla ciebie jako przedłużone ramię Jego miłości.
Jak bardzo jesteś sam z tym swoim pragnieniem wyniesienia. Tylko Jezus może zrozumieć twoją samotność i potrzebę dowartościowania, więc możesz się zwrócić do Niego, aby posłużył się Maryją jako szczególnym narzędziem swojej miłości. Ona, żyjąc w tobie z łaski swego miłosiernego Syna, będzie w tobie odkrywać bezsens tego wszystkiego, za czym gonisz. Przybliżając się do ciebie będzie w tobie rodzić głód prawdziwego powołania, powołania do świętości, do zjednoczenia z Bogiem. Jako szczególne narzędzie miłości Jezusa przybliżając się do ciebie będzie spalać brud iluzji, jaki cię oblepia.
Jeżeli życie jest opowieścią, to i twoja przeszłość jest opowieścią, w której ty grasz pierwsze skrzypce, pierwszą rolę. Takie długie nieraz musi być ludzkie życie albo tak bardzo przeniknięte cierpieniem, żeby te skręcone liny tronowych konstrukcji jakoś porozplątywały się, a w końcu powypalały. Bo Bóg, który będzie chciał żyć w tobie jako Boski płomień miłości, będzie spalał te korzenie twoich tronów zakotwiczone tak mocno w mniej lub bardziej dla ciebie drogich zdarzeniach z przeszłości. Sam byś się nie wyplątał z tego, ale Bóg wszystko może, wszystkiego może dokonać - Boski płomień, który oświeca to, co splątane i zabłąkane, ogrzewa to, co skurczone i zaciśnięte, wypala to, co przepełnione brudem miłości własnej.
Dziękuję ci, Boże, że w tym tak cierpliwym i delikatnym zbawczym działaniu posługujesz się niezwykłym swoim narzędziem, jakim jest Maryja. Ponieważ poprzez to narzędzie będziesz mi przypominał, że każdy akt działania Twojego ognia jest dziełem miłości, najdelikatniejszej. Będziesz pozwalał mi dostrzegać w tym wszystkim obecność narzędzia Twojej łaski, które będzie mi przypominać macierzyńskie rysy Twojego we mnie działania.
A kiedy już z tego twego tronu pozostanie tylko kupka szarego popiołu, będzie to znaczyło, że dopełniła się miara Bożego miłosierdzia i Bóg widząc, że jesteś w pełnej prawdzie, będzie mógł zaślubić ten popiół i w ten sposób obdarzyć go w pełni sobą.
(cdn, następny fragment - w niedzielę 10 czerwca)"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz