niedziela, 1 lipca 2012

"Jeśli szukasz swego wyniesienia" (21)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (20)
Część 3..
MIŁOSIERDZIE NAD ŚWIATEM LUDZKICH TRONÓW

     Pragnienie wyniesienia można opisać przy pomocy dwóch rozwartych palców. Rozewrzyj palec wskazujący ze środkowym i zobacz - odległość między ramionami kąta narasta. Tak wygląda historia ludzkich pragnień. Zaczyna się od małych, nawet bardzo małych. A potem pragnienia rosną, człowiek chce coraz większego wyniesienia, więcej mieć, więcej być. To, co ma i czym jest, nigdy mu nie wystarcza. Wcześniej czy później przyjdzie znudzenie, znużenie i będą się pojawiać coraz to nowe pragnienia, które się nigdy nie kończą. Te palce rozwarte pod kątem ostrym można w wyobraźni przedłużać, bez końca. Odległość między nimi będzie ciągle narastać - to obraz narastających pragnień. Tej przestrzeni między rozwartymi ramionami kąta nic nie wypełni, tylko nieskończoność.

     Jeśli szukasz swego wyniesienia, to za tym pragnieniem kryje się Boży ślad wyciśnięty na twoim jestestwie. Bóg stwarzając cię zostawił ten ślad, który oznacza, że twoje serce będzie ciągle niespokojne, aż je zaspokoi nieskończoność Miłości. Pragniesz wyniesienia, skończonego. Ale Bóg chce ci dać wyniesienie - nieskończone. A jeśli nieskończone, to przecież znaczy, że sam nigdy go nie zdobędziesz. Chyba nie jesteś tak szalony aby myśleć, iż własnymi siłami możesz osiągnąć nieskończoność.
     Wcześniej czy później odkryjesz, że to ci będzie ofiarowane. Z miłosierdzia.


Fałszywe i prawdziwe wyniesienie

     "W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Oz 17,28). Bóg podtrzymując świat w istnieniu nieustannie stwarza go. A to nieustanne stwarzanie świata stanowi niedostępną dla człowieka tajemnicę. Tajemnicę, w jak bardzo misterny sposób Bóg kieruje ludzkimi sercami. Bo skoro te serca widzą siebie na jakichś wysokościach, na piedestałach, na tronach - uważając, że bez tronu nie da się żyć - to jak im pomóc. Jak pomóc tym ludziom, by w kontekście swej niewyobrażalnej troski o własne wyniesienie, nie utracili tego, co jedynie ważne - duszy swojej.

     Taki biedak siedzi sobie na tronie i płacze, bo mu się obsunęły jakieś szczeble oparć psychicznych tworzące konstrukcję tronową. I wydaje się zupełnie zagubiony. Przecież są ludzie, którzy, kiedy im się tron zbyt gwałtownie zawala, potrafią się załamać, nawet popełnić samobójstwo. Ileż to musi być zadziwiających "podejść" ze strony Pana Boga, ile działań, żeby jednak podtrzymać ten walący się tron. Bo ten biedak ciągle płaczący nie wyobraża sobie życia poza tronem. Nawet współczucie kogoś innego siedzącego na tronie niewiele pomaga. Może nawet wywołać zazdrość: takiemu to dobrze. Rozsiadł się na tronie, wygodnie siedzi, a ja się muszę ciągle trząść, bo mój tron chybocze się nieustannie. Przecież ja już jestem tym udręczony ...

     W pewnym momencie może rozpaczliwym głosem zaczniesz wołać do Pana Boga: Panie, ratuj mnie, żebym zupełnie nie spadł! A Bóg? Jak na to odpowiada? Tylko On sam jeden wie, czy przyjść z pomocą i wspólnie z tym biedakiem wzmacniać konstrukcję tronową, czy może ewentualnie poradzić mu, aby się przesiadł trochę niżej. Przecież niżej mniej trzęsie. Może ten biedak przełknie gorzkie łzy, że wprawdzie jest większa trwałość, ale nie ma odpowiedniej wysokości. Bo czy jedno zastąpi drugie ...

     Gdybyś biedny wiedział, że ten tron i tak się musi rozwalić. Całkowicie. Że kiedyś z tego tronu zostanie tylko stos szczebli, potrzaskanych, połamanych, zbutwiałych. Ale jeszcze na razie tego ci nie mogę powiedzieć - chciałby ci szepnąć Bóg. Więc na razie muszę zabiegać o to, żebyś się nie obraził, żebyś nie opuścił drogi, która prowadzi do zbawienia twej duszy.

      Sytuacja między ludzkimi tronami jest przedziwna, bo ludzie siedzą na różnych wysokościach. Może się zdarzyć, że inni siedzący na swoich tronach przypuszczą na ciebie niespodziewany szturm i nagle, nieprzygotowany na ten atak, spadniesz. A Pan Bóg - ponieważ jest zawsze zdumiewający w swoim działaniu - może w tej twojej rozpaczliwej sytuacji pojawić się, ukazać swoją miłosierną twarz i pokazać ci coś, czego się nie spodziewałeś - prawdziwy tron. Wprawdzie mały, ale jaki piękny. Będziesz sobie tak nisko siedzieć, ale czy to nie lepsze od tego stosu połamanych szczebli? Bo przecież byłeś w sytuacji rozpaczliwej, a tu Pan Bóg się zmiłował i dał ci jakiś tron. Mały, bo mały, ale zawsze tron. I w twoim skołatanym sercu zrodzi się niezwykłe poczucie wdzięczności: jak bardzo mnie kochasz, Boże, że mi ten tron, choć taki mały, przyniosłeś. Bo już nic bym nie miał. To wdzięczność, autentyczna wdzięczność i Pan Bóg przyjmuje wyrazy podziękowania.

     Kiedyś dowiesz się, że choć ta wdzięczność niewątpliwie była autentyczna, to teraz byś się wstydził takiej wdzięczności. Ale przecież Pan Bóg wykorzystał tę sytuację ataku na twój tron, żeby ci powiedzieć:
Wiesz, nikt ciebie nie kochał, nie kocha i nie będzie kochał. Spójrz do tyłu, spójrz w przeszłość. Właściwie wszyscy niszczyli twój tron. Niekoniecznie jawnie, frontalnie, czasami w sposób bardzo przebiegły, czasami ukryty. A jeżeli nawet pomagali ci w budowie twojej struktury tronowej, to później okazywało się, że twój tron miał stać się podnóżkiem dla ich tronu. I przychodzi ci na myśl, jakie są obrzydłe te wszystkie trony i ludzie na tych tronach. - Tak, nawet zaczynam wierzyć, że nikt mnie nie kochał, nie kocha i nie będzie kochał. I że Ty jeden zadbałeś o mój tron. Pewnie, że wolałbym mieć większy, ale i za ten jestem Ci, Boże, bardzo wdzięczny. Rzeczywiście, tylko Ty, Panie, jesteś dobry. Już nawet rozumiem słowa., jakie wypowiedziałeś do bogatego młodzieńca o tym, że tylko Bóg jest dobry (Por. Mk 10,18)

     Musi jednak przyjść taki moment, kiedy zobaczysz - w swoim już teraz bardziej wrażliwym sumieniu - że jednak ciągle kochasz Boga za coś. A to "coś" zawsze oznacza twój tron, mniejszy czy większy. I tak sobie pomyślisz, że jeśli Bóg ci zabierze - On sam z kolei - ten twój mały, maleńki tron, to przecież dla ciebie będzie jakaś wielka próba wiary. - Czy On mnie jeszcze kocha? Skoro ustawił się razem, jakby w jednym szeregu, z tymi wszystkimi, którzy tak systematycznie niszczyli mój biedny tron ...

     A Pan Bóg ci mówi, że kocha cię takim, jakim jesteś, nad życie. Takim, który właściwie zawsze szukał tronu i którego wszystkie łzy, bunty i rozpacze były zawsze związane z tym uganianiem się za tronem i  którego to uganianie poraniło, może pogruchotało. A teraz obolały, bez sił wleczesz się z jakąś iskrą nadziei ku Ojcu. I rzeczywiście zmarnowałeś życie całe na tym poszukiwaniu, zdobywaniu tronów. Ale teraz, kiedy te wszystkie iluzje odpadły, idziesz odrobiną wiary idziesz ku Ojcu próbując mówić: Wszystko zmarnowałem, to chociaż przyjmij mnie takiego zupełnie nie mającego nic z wielkości, nic z wyniesienia. Może za najemnika mnie przyjmiesz, bo właściwie na nic więcej nie zasłużyłem.

     Nie spodziewałeś się, że w tym momencie coś niesamowitego wybuchnie, że padną słowa, których zupełnie nie rozumiesz. Ciebie, który wszystko zmarnował w gonitwie za tą fikcją tronu, Ojciec każe uczcić tak, że czujesz się jakby to była nagroda. Ale za co, za to twoje podłe życie? Bóg każe przygotować ucztę i ubrać cię w jakieś szaty, których sobie nigdy nie wyobrażałeś, nałożyć pierścień synostwa na rękę i sandały, jakie nosi syn. A nadto wszystko odczujesz radość Ojca, który jest szczęśliwy, że mocą tej odrobiny łaski, jaką przyjąłeś, wróciłeś do Niego - taki normalny, bez tronu pożądań, roszczeń, wydumanej wielkości. Jedynie w całej nagiej prawdzie o sobie. Takiego Bóg z taką niezwykłą czułością przyjmuje. Bo wreszcie może kochać cię tak niezwykle, ponieważ tej żebraczej nagości nie masz czym przykryć, nie masz żadnej maski, żeby jakąś rolę odegrać przed Ojcem. A wtedy uznasz, że faktycznie nie masz nic poza Jego miłością i pamiętając, że przecież jednak pragnienie tronu bynajmniej nie wygasło w tobie, będziesz Go prosił jak żebrak o miłosierdzie. Twoje serce, wreszcie uspokojone, znajdzie pokój w Jego miłujących ramionach.

     Ty, który zawsze marzyłeś o tronie i byłeś święcie przekonany, że bez tronu nie da się żyć, właściwie miałeś rację. Tron musisz mieć, tylko że tym tronem ostatecznie mają stać się miłujące ramiona Ojca. On syna, który wszystko zmarnował, przygarnia i będzie chciał już stale mieć na tronie swoich ramion. Ale to już nie będzie twój tron, tylko tron Bożego miłosierdzia.

     Bóg nie tyle chce zniszczyć twoją tęsknotę za piedestałem, co raczej ją przekształcić. Widząc za jakimi ochłapami tęsknisz, oczekuje, że zwrócisz się do Niego. Przecież ten przyziemny świat twoich pragnień, to twoje ciasne podwórko, w jakim się obracasz, powoduje, że nie możesz wyjść ze stanu skarłowacenia. I dlatego chce cię ratować. Oczekuje, że będziesz Go prosił, aby zesłał  jako szczególne narzędzie swej łaski Maryję, która mocą Jego działania w tobie będzie zdolna przekształcać twój kurnikowy świat marzeń, taki płaski, taki niegodny ciebie. Otwórz się na Maryję, na to szczególne narzędzie Jego łaski, bo On chce wyjść naprzeciw twoim pragnieniom wyniesienia - będziesz wyniesiony. Aż na wysokość Bożych ramion. A jeżeli to cię przeraża, bo Bóg jest nieskończonością, to możesz prosić Jezusa, aby to była wysokość wyniesienia na ramionach Maryi. Tylko że to wyniesienie na ramionach Maryi oznacza, że to będzie tron, ale nie twój. I właściwie będziesz na tronie, ale przytulony do Jej Serca, objęty Jej ramionami. Takie wyniesienie chce ci dać Bóg. Kiedy odkryjesz je naprawdę, to ono ci całkowicie wystarczy. Bo tak naprawdę ludzkiemu sercu wystarczy miłość, ale ta mocna, autentyczna, ta zawsze wierna. (cdn)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 24 czerwca 2012

"Potrzebuję Ciebie, Jezu, tak bardzo." (20)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (19)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Brakuje Mi ciebie (cd)
Kiedy walczysz o czas dla siebie, to może nie zastanawiasz się nad tym, że czas to taki uniwersalny środek, który w swoich zamiarach możesz na wszystko zamienić, że w tym posiadaniu dla siebie czasu jakże głęboko wyraża się pragnienie samowystarczalności, niezależności od Boga. Bo czas możesz zamienić na przyjemność, możesz zamienić na zdobywanie pieniędzy, na uporządkowanie swoich spraw, co może przynosić ci satysfakcję pewności siebie, poczucie panowania nad sytuacją. Zresztą samo dysponowanie czasem daje wystarczająco silne przekonanie, że jesteś kimś.

     Doczesność jest czasoprzestrzenią, o tych dwóch wymiarach. Kiedy do panowania nad czasem dodasz jeszcze panowanie nad przestrzenią poprzez wystarczająco sprawny samochód czy samochody, to możesz utonąć w iluzji, że posiadasz  b a r d z o  dużo i że  b a r d z o  nie potrzebujesz Boga.

     Iluzja władzy domaga się nie tylko wypełnienia swoją mocą czasoprzestrzeni, ale również ludzi, którzy bądź będą realizować twoje plany, zamiary, bądź usensowniać twoje przekonanie, że jesteś kreatorem własnego życia.

     W tak wielką dal sięgające iluzje tronu obejmują na przykład posiadanie dzieci. Dzieci są twoje, ponieważ dałeś im życie. Bóg wcześniej czy później musi sprzeciwić się twoim wydumanym iluzjom i może te iluzje przestać podtrzymywać w istnieniu. A wtedy okaże się, że twoje dzieci nie są twoje, nie są twoją własnością, wymykają się spod twojej władzy. I tak naprawdę potrafią zatruć ci najlepiej dobrane i z trudem zdobyte odcinki czasu, którym tak chciałeś zawładnąć.

     Te nieuświadomione, nieodkryte kontynenty iluzji tronu często objawiają się właśnie wtedy, gdy nad czymś tracisz władzę. Kiedy zachorujesz i lekarz nie będzie mógł ci pomóc, kiedy będziesz musiał przejść na emeryturę czy przy licznych innych tego rodzaju okazjach, odczujesz, jak te walące się iluzje mogą być bolesne dla ciebie. Ale jeżeli wcześniej nie chciałeś usłyszeć szeptu Jezusa: Brakuje Mi ciebie, to być może na gruzach swoich iluzji ten szept wreszcie usłyszysz i zapragniesz Boga. Bo tak naprawdę głód Boga rodzi się na zgliszczach wypalonych ludzkich przekonań o tym, że sami sobie wystarczamy.

     Głód Boga ma zwykle tę bolesną otoczkę wypalonych iluzji, ale próbuj być wdzięczny za nią, ponieważ przynajmniej w tym kontekście odkryjesz wreszcie Jedyną Miłość, która zawsze była tak bardzo cierpliwa, tak długo czekająca na ciebie, tak bardzo wytrwała i tak wierna jak wierny może być tylko Bóg, który ukochał cię nad życie. To ten głód Boga zrodzi w tobie modlitwę-odpowiedź:
Brakuje mi Ciebie, Jezu, bardzo.
     Potrzebuję Ciebie, Jezu, tak bardzo. Potrzebuję, abyś posługiwał się Maryją jako szczególnym narzędziem Twojej łaski. Potrzebuję Ciebie każdego dnia w tym szczególnym narzędziu, jakim jest Maryja, w tym niezwykłym narzędziu Twojej miłości do mnie. Jak żywisz ptaki niebieskie i przyozdabiasz lilie polne - potrzebuję Ciebie, Twojej miłosiernej troski o mój chleb powszedni. Bo bez Ciebie nie dam sobie rady nawet w prostych, codziennych sprawach.
     Potrzebuję Ciebie w trudnościach życia, które stanowią dla mnie próby wiary. Ty najlepiej wiesz, że w tych próbach - jeśli będę wierzył w siebie - załamię się. Dlatego tak bardzo potrzebuję Ciebie, Twych miłujących ramion, Boże, które obejmują mnie ramionami Twej Matki.
     Potrzebuję Ciebie w mym życiu duchowym, potrzebuję posługiwania się przez Ciebie Maryją w mym życiu modlitwy, w mym życiu sakramentalnym. Tyle we mnie złych skłonności, tyle pokus. Tyle zanurzenia w bagnie doczesności.
Potrzebuję, byś strzegł mej wierności dla Ciebie w życiu duchowym poprzez Maryję, którą wybierasz jako narzędzie swej szczególnej łaski. Przez Maryję jako znak swojej obecności będziesz przelewał na mnie zdroje swego miłosierdzia.
     Potrzebuję Ciebie w kontaktach z Tobą, na płaszczyźnie wiary. Bo moja modlitwa jest tak marna, pełna rozproszeń, że nie wiem, czy czasem przez nią bardziej nie obrażam Ciebie niż szukam Twojej woli. Mój udział w sakramentach świętych, które stanowią niewyobrażalny skarb dla mnie, przypomina raczej zachowanie tego stworzenia, o którym powiedziałeś, że potrafi skarb stratować i znieważyć (por. Mt 7,6).
     Potrzebuję Ciebie tak bardzo, by Eucharystia nie ściągnęła na mnie wyroku potępienia, jak przez swój Kościół każesz się modlić we Mszy św. przed przyjęciem Komunii św. kapłana. Twoja miłość do mnie sprawi, że posłużysz się Maryją, aby była dla mnie kanałem Twej łaski i aby to Ona żyła we mnie żywą wiarą w Twoją moc i w Twoją miłość, ciągle przeze mnie nieodkrytą, a którą wierzę, że pozwolisz mi w pełni odkryć, kiedy zobaczę Cię twarzą w twarz.   

(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 17 czerwca 2012

"Brakuje Mi ciebie, bardzo " (19)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (19)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Brakuje Mi ciebie

     Brakuje Mi ciebie, bardzo - zdaje się do ciebie szeptać Jezus. Bo On chciałby wszystko ci dawać, wszystkim obdarzać, ponieważ tak naprawdę wszystko - i to od Niego - możesz otrzymać. Dosłownie wszystko. A ty nie licząc się z bólem, jaki Mu zadajesz, zdajesz się mówić zupełnie odwrotnie: nie brakuje mi Ciebie, Panie. A przynajmniej chciałbym, żeby mi nie brakowało Ciebie. Bo to nie jest dla mnie przyjemne - wciąż tylko otrzymywać. To przecież znaczy, że musiałbym być żebrakiem, który od Ciebie zależy - wyłącznie i we wszystkim. A ja, mimo że faktycznie jestem nędzarzem, wymarzyłem sobie, wykreowałem taką wizję - która okazuje się iluzją - że nie potrzebuję nikogo ani niczego. I od nikogo.
     Nawet bywają takie wzorce wychowawcze zaszczepiane dzieciom: żyj tak, żebyś nigdy niczego od nikogo nie potrzebował. Być może taki wizerunek został i tobie zaszczepiony, i to rzutuje na twój stosunek nie tylko do innych ludzi, do świata, ale również do Boga. Może sobie pomyślałeś, że zadbasz o swoje ciało, będziesz uprawiał nawet specjalną kulturystykę. Bo nie chcesz takiej sytuacji, żebyś zależał od lekarstw, od lekarza. Chcesz być panem swojego ciała. Czy to twój tron? Może tak ktoś powie, ale sam bynajmniej tak tego nie nazywasz. Ale kiedy tak absolutyzujesz swoje zdrowie, to w samym słowie "absolutyzować" mieści się rdzeń "absolut", czyli jakaś boskość. 
     A Bóg nie zgadza się z tego rodzaju myśleniem. Nie, ciało nie należy do ciebie, nie jest twoją własnością. Jeśli ci pozwalam na to, żebyś absolutyzował własne zdrowie czy własne ciało, to dlatego że świadomość iluzoryczności tronu jest w tobie bardzo ograniczona. Gdybym ci zabrał nagle pewne iluzje, mogłoby to się dramatycznie zakończyć.
     Bo pomyśl, masz wysportowane nogi, ćwiczysz bieganie. A wystarczy, że Ja nie usunę spod twoich stóp śliskiej nawierzchni i w pewnym momencie możesz znaleźć się na ziemi ze zwichniętą czy złamaną kończyną. I okaże się, że nie masz władzy nad swoim ciałem, nie masz władzy nad swoimi nogami. Iluzja pryśnie wśród nader dramatycznych i bolesnych dla ciebie okoliczności.
     W tym wydarzeniu możesz usłyszeć moje pragnienie: Brakuje Mi ciebie, bardzo. Tak bardzo chciałbym się troszczyć o ciebie. Żebyś wreszcie odkrył moją miłość, to nawet nawierzchnię byłbym gotów zmienić pod twoimi stopami, żebyś się tylko nie przewrócił.
     Takich rzeczy, które obejmują twoje iluzje tronu, jest tak dużo, że można by mówić o nieuświadomionym, nieodkrytym ciągle kontynencie władzy, jaką masz złudzenie sprawować. Ta niezmierzona dal iluzji tronu dotyczy nie tylko czegoś, dotyczy jeszcze bardziej kogoś, dotyczy ludzi. Kiedy podchodzisz do lekarza na szpitalnym korytarzu i błagasz go ze łzami w oczach, aby ratował życie twego dziecka, przypomina to modlitwę błagalną, którą przecież powinieneś zanosić do Boga, nie do lekarza. Ale taka to już jest nędza niewiary człowieka. Niewiary w Boga wyrażającej się wiarą w ludzi.
(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 10 czerwca 2012

"...twój tron stoi naprzeciw tronu Boga" (18)

   
"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (18)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Tron panowania nad sobą (cd)
Tekst św. Pawła, natchniony i objawiony przez Boga, tekst, który zbija z tropu, kiedy próbujemy wczuć się w jego sens. Bo św. Paweł wyraźnie mówi: "ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny" (2Kor 12,10). Św. Paweł jawi się nam jako niezwykły apostoł, jako taki Boży szaleniec, człowiek, którego nie potrafią złamać narastające prawie do niemożliwości przeszkody. I nagle widzimy, jak ten gigant, ten wielki apostoł dzieli się z nami swym odkryciem, że wcale nie jest wielki i że nie dąży do tego, żeby być wielkim, a więc nie dąży do bycia na tronie; że w nim samym nie ma mocy, ze Jego mocą jest sam Bóg.

     Poddawanie się jedynemu panowaniu Boga w praktyce oznacza świadomość zależności od Niego. Jeżeli to ma być jedyne, a więc całkowite panowanie Boga nad nami, to znaczy, że poczucie całkowitej zależności od Boga powinno przeniknąć nas aż do samej głębi. I tutaj doświadczanie słabości może nam bardzo pomóc, przypomnieć, że faktycznie nie zależymy od siebie, że ten tron jest fikcją. Bo przecież słabość fizyczna, psychiczna czy duchowa oznacza brak panowania nad sobą i w tym znaczeniu te doświadczenia słabości wprowadzają nas w obszar prawdy.

     Słowa Jezusa powiedziane w związku z obrazem krzewu winnego: "Beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15,5), pokazują, jaka jest prawda. Nic nie możecie uczynić, czyli sami z siebie jesteście słabi, całkowicie słabi, bo   n i c   nie możecie. I św. Paweł nam przypomina, że "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17,28). Czyli bez Niego nie żyjemy, nie ruszamy się, nie jesteśmy. To On jest naszą mocą, naszą nadzieją, skałą, na której możemy się oprzeć bezpiecznie, schronieniem. Jest naszym domem. Jest wszystkim tym, czego potrzebuje nasze biedne, skołatane serce.

     Tylko w świetle wiary możesz zobaczyć, że twój tron stoi naprzeciw tronu Boga, że stanowi jakby wyzwanie dla Niego. I nie wiadomo, czym się bardziej zdumiewać - czy stopniem twojej niewiary, która nie dostrzega tych dwóch tronów (a może nie chce dostrzegać), czy ślepotą stworzenia, które nie widzi całej wielkości dramatu. Bo ten drugi tron jest jak wyzwanie rzucane Bogu nieustannie. A jeżeli jest wyzwaniem, to wcześniej czy później musi się zawalić. Kim w końcu jesteś człowieku, że z tego wyzwania czynisz jakby osnowę dla swego życia…?

     Ból towarzyszy Jezusowi faktycznie przez całe Jego publiczne życie. Ten ból osamotnienia wśród tłumów, które karmi cudownie chlebem. A oni nawet chcą Go porwać posadzić na tronie, ogłosić królem, ale po to tylko, żeby obok Jego tronu zasiadać na swoich tronach, którym wystarczy po prostu pełny brzuch.

     Jezus z bólem głosi Ewangelię o królestwie, i to nie tylko swoim uczniom, ale również faryzeuszom, arcykapłanom, bo to są też Jego dzieci. To są też grzesznicy, tylko że nieświadomi swej grzeszności. Rozsiadający się na swoich tronach uważają Jezusa za niebezpiecznego dla siebie. Bo Jego tron miłosierdzia zawsze przynosi polaryzację. Im bardziej Jezus będzie usiłował zmiękczyć ich serca, tym bardziej będą chcieli bronić swoich pozycji. Zło będzie narastać. Grzech będzie coraz większy. A On nauczał, że ludzkie trony zmierzają do uciskania poddanych, Jego zaś królestwo jest królestwem służenia. Wszystkim. Umywaniem nóg również swemu przyszłemu zdrajcy.

     Jezus kochał uniżenie. Ale nikt tego nie rozumiał poza Jego Matką. Nawet modląc się możesz się zagubić i nie odkryć upodobań Pana. Jeśli chcesz nawiązać z Nim kontakt, musisz ukochać to, co On ukochał.
Wiesz o tym, a jednocześnie wiesz o swojej bezradności, bo pragnienie uniżenia nie jest twoim życiem. W swym tak wielkim zagubieniu możesz błagać Jezusa o ratunek, możesz prosić Go, aby posłużył się swoją Matką - którą tak bardzo ukochał - jako szczególnym narzędziem swojej łaski. Aby Ona, Matka Uniżenia, żyła w tobie modlitwą uniżenia, aby żyła wiarą w iluzoryczność twego tronu, wiarą, której tak bardzo ci brakuje. Choćby tak maleńką jak ziarnko gorczycy, ale nabrzmiałą pewnością, taką pewnością, jaką może obdarzyć tylko łaska miłosiernego Pana.
(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

czwartek, 7 czerwca 2012

"Gdyby tylko pojawiała się wiara..."(17)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (17)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Tron panowania nad sobą

     Jak trudno ci sobie wyobrazić pragnienie Boga, aby cię ubogacać swoją łaską. Żeby móc skutecznie działać w twojej duszy, Bóg może stopniowo pozbawiać cię panowania nad twoją sytuacją wewnętrzną. Może na przykład uczynić twoje ciało mniej odpornym na choroby, stopniowo może zmniejszać odporność twojej psychiki na stres, napięcia, na nagłe zmiany sytuacji. Zaczyna cię męczyć praca, podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Wszystko to oczywiście nie jest rzeczą łatwą, ponieważ ciągle tkwi w tobie przekonanie, że to jest twoje ciało, twoja psychika, toteż i ciało, i psychika powinny być ci poddane, poddane twemu panowaniu. Zapominasz, że i ciało, i dusza należą do Boga, i to On ma pełne prawo do całej twojej istoty.

     Do dziedziny podległej twemu iluzorycznemu panowaniu należy kwestia kompetencji. Wydaje ci się oczywiste, że powinieneś dążyć, aby być kompetentny w sprawach zawodowych, wychowawczych, zaradny w sprawach życia codziennego. Nawet nie myślisz, że to jest twój tron. Dopiero ktoś musiałby ci to pokazać, bo to tak przyrasta do twojej świadomości, że tworzy jedno z tobą. W tym sensie człowiek i tron jego wyniesienia tworzą jakąś integralną całość.

     Na Jeziorze Galilejskim, kiedy Jezus spał w łodzi, z pewnością Apostołowie czuli się pewni siebie (por. Mt 8,23-27). To była ich praca zawodowa. Nie zastanawiali się nad tym, że są pewni siebie, że ufają sobie. Aby ich uczynić bardziej otwartymi na słowa Jezusa, potrzebna była burza. Stali się wtedy całkiem bezradni w dziedzinie tej swojej, wydawało się - wysokiej, kompetencji. I w miarę jak przez fale żywiołu burzona była ich pewność siebie, ich tron panowania nad sobą, mogła w ich świadomości narastać wiara w jedyne panowanie Tego, którego dopiero zaczęli odkrywać nie tylko jako Mistrza, ale Pana i Władcę. W ten sposób zakwestionowanie kompetencji robi miejsce dla wiary.

     Czujesz się coraz bardziej niepewnie na swoim tronie, również gdy pojawia się bezradność w życiu duchowym. Do tej pory gdzieś w podświadomości tkwiło w tobie przekonanie, że to ty idziesz do Boga, czyli że cała sfera duchowa też powinna ci podlegać. Niepewność może teraz narastać do tego stopnia, że przestajesz wierzyć, iż z wysokości tronu wiesz w jakim kierunku iść, jak się poruszać, co robić w dążeniu do zjednoczenia z Bogiem. Brak panowania z wysokości tronu czyni cię bezradnym, zagubionym, jakbyś poruszał się w ciemnościach.

Wiara w jedyne panowanie Boga określa twój stosunek do modlitwy. Na ile wierzysz w to panowanie, na tyle wierzysz w moc modlitwy. Mówi się nieraz: wiesz, nic nie mogę dla ciebie zrobić, mogę tylko pomodlić się za ciebie. I nawet nie przypuszczamy, jak bardzo z takiej "pobożnej" wypowiedzi zionie niewiara. Bo modlitwa jawi się tu jako dodatek. A przecież twoje dłonie wyciągnięte w żebraczym geście ku Temu, od którego wszystko zależy, mogłyby zmieniać bieg historii. Gdyby tylko pojawiała się wiara, choćby tak maleńka jak ziarnko gorczycy, ale nabrzmiała pewnością, taką pewnością, jaką może mieć ktoś, kto nie ma nic, a wierzy, że otrzyma wszystko. Modlitwa błagalna, modlitwa prośby, tak mało doceniana, jest tak bardzo ważna, ponieważ ona zawsze odwołuje się do jedynego panowania Boga i to panowanie przyzywa.
(cdn) 
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 3 czerwca 2012

"Tylko Jezus może zrozumieć twoją samotność... " (16)

   
"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (16)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Pamięć i wyobraźnia w służbie wyniesienia (cd)
      Możesz nieustannie wzbogacać wyobraźnią teraźniejszość, ale nie tylko. Twoje pragnienie wyniesienia ma wymiar trzech czasów. Bo przecież teraźniejszości nie da się oddzielić od tego, co będzie, co planujesz, na co masz nadzieję, co sobie wyobrażasz, ale także i od tego, co minęło - od przeszłości, którą możesz ciągle ożywiać, i to bez końca. Te konstrukcje tronowe wznosiłeś tak długo, mozolnie, poczynając gdzieś tam od pierwszych lat życia. One są mocno osadzone w przeszłości, tam mają swoje korzenie. Tak ważne korzenie, że wysokość tronu, który będziesz chciał zbudować, będzie jakoś mierzona głębokością fundamentów, jakie wykreowałeś w przeszłości. Pewnie, że to wszystko było i jest iluzoryczne, ale jakżeż to zaplątana i skomplikowana iluzja, jak zapętlona.

     Siedzisz sobie na kanapie ze stosem listów, dawnych, może nawet już pożółkłych fotografii ułożonych starannie w albumach i wspominasz. Mniej lub bardziej świadomie ubarwiasz to, co się wydarzyło. A to, co się wydarzyło, było wielkie dla ciebie. Udane spotkania, ciekawi ludzie, którzy darzyli cię przyjaźnią, podziw, jaki cię otaczał. Byłeś kimś dla wielu, może bardzo wielu. l wskrzeszasz to z przeszłości, ożywiasz. Jesteś kreatorem. Ale nie zapominaj, że jeśli naprawdę kreatorem, to kreatorem iluzji, fikcji. I tą iluzją, fikcją obficie karmisz swoje tak bardzo spragnione hołdów, biedne, umęczone sobą serce.

     Mogłoby się wydawać, że już nie jesteś kimś wielkim, znaczącym. Nie, ciągle na tronie. Jeśli zaś na tronie - choćby tak fikcyjnym jak puste marzenia - to znaczy, że ptak jest ciągle przywiązany i nie może rozwinąć skrzydeł, nie może zjednoczyć się z najświętszą i jedyną Miłością.

     Żeby znaleźć się w ramionach tej Miłującej Obecności, która chce przez miłość zamieszkać twoje serce, musisz przyjąć siane przez Boga ziarno szaleństwa i pozwolić się nieść Temu, który tak bardzo pragnie być Jedynym Panem i Oblubieńcem twej duszy.

     Jaki jesteś biedny w tym kreowaniu z byle czego jakichś okruchów swojej wielkości, czy w pamięci, czy w wyobraźni. I nie myślisz, że w ten sposób odwracasz się od Jezusa, odwracasz się plecami do Jego miłosierdzia, bo przecież jesteś zajęty, sobą. Nie myślisz, że to jest dramat. Ale jest nadzieja, że Jezus cię nie opuści w tym tak tragikomicznym wypiętrzaniu się i zobaczysz bezsens tego.

     Nie warto żyć dla świata ludzkich tronów, bo tak naprawdę w świetle wiary wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie ma ludzi. Jest tylko Jego panowanie. Nie ma krzywd. Jest tylko Jego panowanie, które dopuszcza, że twój tron zostaje naruszony i wtedy możesz czuć się pokrzywdzony. Ludzi przyjaznych też nie ma. Jest tylko Jego miłosierne panowanie nad grzesznikiem, który może stać się dobry dla ciebie jako przedłużone ramię Jego miłości.

      Jak bardzo jesteś sam z tym swoim pragnieniem wyniesienia. Tylko Jezus może zrozumieć twoją samotność i potrzebę dowartościowania, więc możesz się zwrócić do Niego, aby posłużył się Maryją jako szczególnym narzędziem swojej miłości. Ona, żyjąc w tobie z łaski swego miłosiernego Syna, będzie w tobie odkrywać bezsens tego wszystkiego, za czym gonisz. Przybliżając się do ciebie będzie w tobie rodzić głód prawdziwego powołania, powołania do świętości, do zjednoczenia z Bogiem. Jako szczególne narzędzie miłości Jezusa przybliżając się do ciebie będzie spalać brud iluzji, jaki cię oblepia.

     Jeżeli życie jest opowieścią, to i twoja przeszłość jest opowieścią, w której ty grasz pierwsze skrzypce, pierwszą rolę. Takie długie nieraz musi być ludzkie życie albo tak bardzo przeniknięte cierpieniem, żeby te skręcone liny tronowych konstrukcji jakoś porozplątywały się, a w końcu powypalały. Bo Bóg, który będzie chciał żyć w tobie jako Boski płomień miłości, będzie spalał te korzenie twoich tronów zakotwiczone tak mocno w mniej lub bardziej dla ciebie drogich zdarzeniach z przeszłości. Sam byś się nie wyplątał z tego, ale Bóg wszystko może, wszystkiego może dokonać - Boski płomień, który oświeca to, co splątane i zabłąkane, ogrzewa to, co skurczone i zaciśnięte, wypala to, co przepełnione brudem miłości własnej.

     Dziękuję ci, Boże, że w tym tak cierpliwym i delikatnym zbawczym działaniu posługujesz się niezwykłym swoim narzędziem, jakim jest Maryja. Ponieważ poprzez to narzędzie będziesz mi przypominał, że każdy akt działania Twojego ognia jest dziełem miłości, najdelikatniejszej. Będziesz pozwalał mi dostrzegać w tym wszystkim obecność narzędzia Twojej łaski, które będzie mi przypominać macierzyńskie rysy Twojego we mnie działania.

     A kiedy już z tego twego tronu pozostanie tylko kupka szarego popiołu, będzie to znaczyło, że dopełniła się miara Bożego miłosierdzia i Bóg widząc, że jesteś w pełnej prawdzie, będzie mógł zaślubić ten popiół i w ten sposób obdarzyć go w pełni sobą.
(cdn, następny fragment - w niedzielę 10 czerwca)"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 13 maja 2012

"...co zostawiamy dla siebie" (15)


"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (15)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Pamięć i wyobraźnia w służbie wyniesienia

     Może w pewnym momencie dostrzeżesz, ze nie pozwalasz Bogu rozlewać nad sobą łask płynących z Jego panowania, bo brak ci ziarna szaleństwa, którego zabrakło bogatemu młodzieńcowi, aby pójść do końca za Chrystusem (por. Mk 10,17-27). Miał wiele majętności, jakiś urząd, był zwierzchnikiem, jak podaje św. Łukasz (por. Łk 18,18). W słowach "jedyne panowanie Boga", akcent pada nie tylko na panowanie, ale również na Jego jedyność. Nie można pójść za Bogiem, jeśli się jest człowiekiem kompromisu, człowiekiem letnim. Sytuacja kompromisu jest wielkim duchowym zagrożeniem, ponieważ generuje złudzenie, że Bogu coś ofiarowuję, może nawet dużo, może nawet dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Przecież bogaty młodzieniec zachowywał wszystkie przykazania, musiał więc Bogu dawać bardzo dużo. Ale Bóg jest przedziwny, ponieważ nie tyle interesuje się tym, co Mu dajemy, ile tym, co zostawiamy dla siebie.

Nie można zjednoczyć się z Bogiem, jeśli się jest bodaj cienką nitką uwiązanym do kogoś czy do czegoś. Dla uwiązanego ptaka nie jest ważne, jak podkreśla św. Jan od Krzyża, co go krępuje, co wiąże go z tym światem - czy gruba lina, czy cienka nić. I tak nie może rozpostrzeć skrzydeł, dopóki jest uwiązany.[8. Por. Droga na Górę Karmel, 1, 11,4.]
     Może będziesz sądził, że już jesteś bliski odwiązania nitek łączących cię ze światem, który wydaje się od ciebie odwracać, bo czujesz, jak lat ci przybywa i coraz mniej cię szanują, coraz mniej się z tobą liczą. Może jednak światło łaski pozwoli ci zobaczyć, że mimo tego osamotnienia, jakie przeżywasz, możesz wykreować swoją wielkość, zbudować sobie tron, tron zakotwiczony w przeszłości.
     Potrzebujesz tylko słuchacza. Ostatecznie możesz i z siebie uczynić słuchacza, aby opowiadać sobie czy komuś, kto przed tobą siedzi, jaki byłeś zaradny, ile zrobiłeś dla kraju, dla rodziny, jaka byłaś piękna, jaka dzielna. To wszystko są elementy tronu, które przywołujesz z pamięci i które ciągle stanowią jakże smaczny kąsek dla twojej pychy, dla twojej wielkości. Tej wielkości wprawdzie nie ma, bo już przeminęła z wiatrem, ale zostały jeszcze dwa rezerwuary, z których możesz czerpać, dwa spichlerze, z których możesz wyciągać jak ze skarbca mieniące się złotem wielkości   w s p o m n i e n i a ,  a gdyby ich zabrakło, to po prostu wciąż ubarwiane   m a r z e n i a. Zresztą, czy istnieje tak naprawdę ścisła linia demarkacyjna między jednymi a drugimi?
 (cdn, następny fragment - we wtorek 15 maja)
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006


wtorek, 1 maja 2012

"...miłujące ramiona Boga" (14)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (14)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Kiedy tron się chwieje (cd)

Tak daleko sięgasz w swych aspiracjach. Tak daleko dążysz, że twoje pragnienia wydają się sięgać nieskończoności. Prawda jest taka, że nie ty ją zdobędziesz, ale to Bóg cię zaniesie do swojej nieskończoności. Tu jednak pojawia się paradoks. Żeby twoje pragnienie wyniesienia się zrealizowało, ten twój tron musi stawać się coraz bardziej miniaturowy, coraz to mniejszy. W końcu musi zniknąć, tak aby przestał być przeszkodą dla miłujących cię Bożych ramion, które wreszcie spełnią to odwieczne twoje pragnienie - wyniesienie, ale w Bogu, wyniesienie, ale nie o własnych siłach, tylko z czystego miłosierdzia. Nie kogoś wielkiego, tylko kogoś najmniejszego. Nie kogoś bardzo dobrego, tylko bardzo grzesznego. Tak małego więc i tak bezradnego, i tak grzesznego, że miłujące ramiona Boga powinny stać się dla ciebie i środkiem, i celem, i ostatecznie - Wszystkim. 
 
(cdn, następny fragment - we wtorek 8 maja)
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006










wtorek, 24 kwietnia 2012

"... burza w szklance wody" (13)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (13)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU
Kiedy tron się chwieje

     Jeśli faktycznie celem działania, celem twego życia jest tron, panowanie nad sytuacją, to bez tronu nie da się żyć. Kiedy tron się chwieje, sytuacja staje się krytyczna i skłania do polaryzacji. Albo będziesz walczył o ocalenie swego tronu, albo będziesz próbował wybierać Boga, żeby On objął tron swego panowania nad tobą. Moment, kiedy tron się chwieje, może stać się miejscem spotkania z łaską, ze światłem, które pokaże ci, jak bardzo te twoje wszystkie świadome czy nieświadome próby stworzenia sobie z elementów mikro- czy makro świata podnóżków dla twego tronu sprzeciwiają się pierwszemu przykazaniu.

     W obliczu próby wiary, nawet takiej, która zaledwie zasługuje by ją tak nazwać, zagrożenie może urastać prawie do niebotycznych rozmiarów. Bo Pan Bóg, który jest wtedy przy tobie tak blisko, chciałby cię zachęcić do wiary, choćby tak maleńkiej jak ziarnko gorczycy, do takiego aktu, który wydaje się nieproporcjonalny wobec zagrożenia.

W obliczu szalejącej burzy, która dla ciebie staje się próbą wiary, kiedy fale olbrzymie przewalają się nad tobą czy zalewają cię, Bóg oczekuje, żebyś do Niego się zwracał, w Nim szukał oparcia. Byś Go prosił, aby obdarzył cię Maryją jako szczególnym narzędziem swojego zmiłowania, żeby Ona była obecna w twoich oczach i te oczy obdarzała światłem wiary. I byś patrząc Jej oczyma widział, że nie ma żadnych zagrożeń, jest tylko miłosierna ręka Pana, który pragnie, abyś bardziej wierzył, że zarówno twoim światem osobistym jak i światem żywiołów rządzi jedyne panowanie - nieskończonej Mocy i nieskończonej Miłości. To jest przecież tylko burza w szklance wody. To nie ty się chwiejesz czy zapadasz, to chwieje się czy zapada twój tron panowania nad sytuacją. I to cię będzie uspokajać, że ta burza służy większemu przylgnięciu do Maryi, szczególnego narzędzia łaski Bożej. Bez działania tego szczególnego narzędzia miłosiernej łaski nie byłbyś przecież zdolny dostrzec w tym wydarzeniu szansy na głębsze przylgnięcie do Niej. Jak trudna, a właściwie niemożliwa jest bez Niej taka reakcja. Ta myśl o szklance, w której coś się gotuje i o własnej suwerenności, która się chwieje, może jako akt wiary działać bardzo otrzeźwiająco na pełną zadufania w sobie wielkość człowieka.

     Jak bardzo w takich chwilach zadufania w sobie potrzebujesz Jezusa. Możesz wtedy mówić do Niego: Potrzebuję Ciebie, Jezu, każdego dnia w tym szczególnym narzędziu, jakim jest Maryja, w tym niezwykłym narzędziu Twej miłości do mnie. Bez zbawczej łaski Jezusa będziesz się gubił nieustannie. A gdyby doszło do bardzo wielkiego zagubienia, to wtedy w tym wszystkim, co się dzieje, ani Boga nie ma, ani nawet ludzi nie ma. Ludzie służą ci tylko jako budulec dla tronu, a Bóg - jeśli nawet gdzieś jest - to tylko jako element tła, na którym twój tron wypada jeszcze bardziej okazale. Te słowa pokazują dość wyraźnie, na czym polega ta fałszywa religia tronu, która obejmuje wiarę w siebie, nadzieję pokładaną w sobie czy też narcystyczne ukierunkowanie na autoadorację. Pokazują, jak ta fałszywa religia wciska się, często niezauważalnie w twoje jestestwo, w tych momentach kiedy zajmujesz tron należny wyłącznie Jedynemu Panu.
(cdn, następny fragment - we wtorek 1 maja)
"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

wtorek, 17 kwietnia 2012

"Dramat chciwości wyniesienia..."(12)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (12)
Część 2.
CHCIWOŚĆ TRONU

Każdy z nas nosi w sobie wewnętrzny obraz samego siebie - własnego "ja". Jego kształtowanie trwa przez całe życie. Obraz ten - własne "ja" - wybija się na plan pierwszy w naszych myślach i pamięci. Zajmuje miejsce c e n t r a l n e, kosztem miejsca należnego Jedynemu Panu. I to jest dramat. Skutek rany grzechu pierworodnego.

To głównie ten skrzywiony obraz własnego "ja" decyduje o naszym zachowaniu, sposobie postrzegania świata i innych. To głównie on stwarza iluzję sprawowania kontroli, panowania nad sobą i otoczeniem. Miejsce zajmowane przez "ja" jest nie tylko centralne, ale i w y n i e s i o n e. To ten iluzoryczny piedestał, tron, na którym zasiada ktoś bardzo ważny (może nawet najważniejszy), od którego wszystko zależy. To tron, z którego własne "ja" stale - choć zazwyczaj w sposób nieuświadomiony - sprawuje panowanie nad swoim życiem i sytuacją. Podnóżki tego tronu to ludzkie oparcia materialne, psychiczne, duchowe.

Tron ten, który można również nazwać piedestałem naszego wyniesienia, nie istnieje realnie, jedynie w naszych myślach, w naszej wyobraźni. Jest konstrukcją myślową, iluzją, ale głęboko w nas osadzoną, bo należy do sfery przekonań. Jako wyraz przekonań wyznacza on kształt naszych postaw, steruje naszym życiem. Ogniskuje wokół siebie całą przestrzeń naszego mikro- i makroświata. Postępujące wyniesienie tronu, ta nieustanna ekspansja jest główną troską naszego życia. Wyraża się w mniej lub bardziej uświadomionej chciwości własnego wyniesienia.

Patrz, w swoim życiu budujesz czy też naprawiasz nieustannie szczeble konstrukcji swego tronu, który może przybierać najróżniejsze formy. Może być piedestał wiedzy, piedestał bycia szanowanym, poważanym, piedestał osoby uchodzącej za wierną Bogu, gorliwą, piedestał przekonania, że jesteś komuś potrzebny. Można by tych piedestałów wyliczyć mnóstwo. Ale te tronowe konstrukcje, które przecież są wkomponowane w twój wizerunek rzeczywistości, nie istnieją naprawdę. Może warto spojrzeć na to w świetle wiary i zapytać, czy to, co robisz, ma sens. Przecież całe to budowanie tyle wymaga trudu i wysiłku, a ta iluzoryczna konstrukcja, jeśli Bóg jej nie podtrzyma, w jednej chwili sama z siebie musi się zawalić.

Skoro jednak dramat chciwości wyniesienia kosztem miejsca należnego Jedynemu Panu jest tak głęboko wkomponowany w twoją egzystencję, to co masz robić? Nie licz na siebie, że ta chciwość wyniesienia jakoś sama z ciebie wyparuje, że sam z siebie zechcesz zstępować z wyżyn swego tronu. Żeby to się dokonało, potrzebujesz Boga, tak bardzo potrzebujesz Jego łaski. Proś więc Jezusa, aby pozwolił ci przyzywać Maryi jako szczególnego narzędzia swej łaski, by mogła w tobie żyć duchem prawdy, duchem Chrystusowego uniżenia.
(cdn, następny fragment - we wtorek 24 kwietnia)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

wtorek, 10 kwietnia 2012

"...iluzje tronowych wyniesień, które mnie niszczą." (11)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (11)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Czyj tron? (cd)

Odrażająca jest dla Boga pycha - chciwość ludzkich tronów. Dlatego w swoim miłosierdziu będzie pragnął podważać to pragnienie wyniesienia. Przecież tylko On jest na tronie, a Jego tron jest tronem miłosierdzia. Miłosierdzia, które pragnie tych iluzorycznie panujących biedaków uratować i stopniowo prowadzić ku prawdzie. Musisz oczekiwać, że to sam Bóg będzie w tobie ten nieuświadomiony tron niszczył, podważał. Jedyny Pan może cię oczyszczać z twego tronu przez wydarzenia, przez ludzi, których stawia na twojej drodze, przez wewnętrzne światło, jakiego udziela. Bóg tak bardzo pokochał odnajdywaną na drodze uniżenia prawdę. Do św. Faustyny powiedział: "Zawsze Mi się podobasz przez pokorę. Największa nędza nie powstrzymuje Mnie od połączenia się z duszą, ale gdzie pycha, tam Mnie nie ma".[7. Dzienniczek, 1563.]
Gdzie pycha wyniesienia, pycha tronów, tam Boga nie ma, tam drzwi twego serca zamykają cię na Boże miłosierdzie. Ale zamykają cię również na miłosierdzie wobec tych, których Bóg stawia na twojej drodze. Bo wysokość twego wyniesienia sprawia, że patrzysz na innych z góry, że w twoich oczach można dostrzec osąd - świadomy czy nieświadomy - tych, których napotykasz.

Potrzebuję Ciebie, Maryjo, która przychodzisz do mnie z woli Jezusa jako szczególny dar Jego miłosierdzia. Potrzebuję Ciebie, żebyś powstrzymywała we mnie to, co być może jest moim największym złem - ponieważ jest tak niewidoczne, tak ukryte gdzieś jakby w podświadomości - tę tendencję do osądzania. Gdybyś wołał: Maryjo, żyj we mnie, bo ja nie potrafię nie osądzać, nie potrafię z punktu przebaczać ... Proszę Cię, żyj we mnie jako szczególne narzędzie działania Bożego. Przenikaj moje myślenie, spraw, bym postrzegał słabości innych ludzi jako wezwanie do uznania własnej słabości, własnej grzeszności, dużo większej. Jako wezwanie do tego, by nie tylko nie oceniać tamtych ludzi, ale okazać im miłosierdzie. Miłosierni bowiem miłosierdzia dostąpią (por. Mt 5,7).

Ze względu na Boga, na to, jak wiele Mu zawdzięczasz, jak bardzo komunia z Nim została zraniona przez ciebie, staraj się być miłosierny wobec innych. Mieć za nic to zło, jakiego oni się dopuszczają, a które ciebie rani. A to jest możliwe wtedy, gdy pozwalasz Maryi, aby Ona żyła w tobie jako szczególne narzędzie Jego pełnej miłosierdzia łaski.

Potrzebuję Ciebie, Maryjo, abyś mnie prowadziła drogą swego "Magnificat", drogą swego uniżenia, które stało się narzędziem uświęcenia Jana Chrzciciela, narzędziem przemiany jego matki. Potrzebuję Ciebie, byś z woli Jezusa żyła we mnie tą drogą uniżenia. Ale widzę, że nie da się pogodzić modlitwy uniżenia z rozsiadaniem się na wysokościach tronów. Przecież powtarzając tę modlitwę będę Cię zapraszał, abyś usuwała zgubne wyziewy moich myśli tronowych. Bo Ty jedna jesteś Niepokalaną, niepokalanym narzędziem w rękach swego Syna.

A kiedy będziesz tę modlitwę częściej powtarzał, być może ona tobą zawładnie, ogarnie cię. Może zapali twą wolę jak wicher i wtedy może zaczniesz wołać do Maryi: Przychodź do mnie w tej modlitwie z woli Jezusa, z całą Jego mocą. Bo przecież On pragnie, aby ta modlitwa otwierała mnie na łaskę Jego zmiłowania, aby wymiatała z moich myśli iluzje tronowych wyniesień, które mnie niszczą.
Wiem, że Jezus najbardziej ukochał Maryję za Jej bezgraniczne uniżenie. Za Jej tak wielkie otwarcie na łaskę, że mógł bez żadnych przeszkód przelewać w Nią niezmierzone fale swego miłosierdzia. Ufam, że będzie chciał we mnie dalej Ją kochać i to coraz więcej, żeby stawała się znakiem Jego miłości do mnie, przedziwnym narzędziem Jego łaski, która oczyszczając będzie mnie ogarniać płomieniem Jego miłości.
(cdn, następny fragment - we wtorek 17 kwietnia)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 8 kwietnia 2012

wtorek, 3 kwietnia 2012

Tron dobrego mniemania o sobie... (10)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (10)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Czyj tron?

Tak naprawdę nie ma dla ciebie znaczenia, co robisz, czym się zajmujesz, ważne żeby to, co robisz, służyło podwyższaniu tronu dobrego mniemania o sobie. I tu kryje się często bardzo subtelna pokusa. Może coś tworzysz, organizujesz, wznosisz, czy to w sensie dosłownym, czy przenośnym. Poświęcasz się w niewiarygodny sposób dla innych, możesz przy tym wiele się modlić, i to bardzo gorliwie. Nie uświadamiasz sobie jednak, że gdzieś tam, w głębi twego zapracowanego prawie na śmierć serca, tli się bardzo głęboko ukryta iskierka nadziei, że przecież chyba to posłuży do podwyższenia twego tronu, choć trochę. Ja nawet nie chcę o tym wiedzieć, ale niech to, co robię, posłuży, aby inni albo żebym ja sam gdzieś na peryferiach świadomości miał ten maleńki okruch przekonania, że jednak na coś zasłużyłem. Tyle poświęceń w służbie dobra, i to za jaką cenę ... przecież to nie może być zmarnowane ... może coś dla siebie uszczknę ...

Może gdzieś za twymi pracami, modlitwami, dziełami większymi czy mniejszymi kryje się niewidoczny, niemal zatarty napis: w służbie Jedynemu Panu ... ale może coś i dla mnie ... I ta myśl cichutka, ledwie zauważalna: w służbie Jedynemu Panu mogę chyba zbudować sobie jakieś miejsce dla siebie, takie ... przynajmniej nie ostatnie. Czy to będzie tron? Nie chciałbym tak tego nazywać ...

Tymczasem iluzoryczny tron własnego wyniesienia, który w ten sposób budujesz, jest największą przeszkodą w zjednoczeniu z Bogiem. W sposób fundamentalny sprzeciwia się pierwszemu przykazaniu, jest jakby wyzwaniem nieustannie Bogu rzucanym. Bóg chcąc cię ratować przed konsekwencjami deptania Jego panowania przyciąga cię do siebie i zachęca, abyś schodził z tronu, osiągając wreszcie poziom podłogi, poziom prawdy. Nie może przecież być dwóch panujących.

Jak dostrzec w sobie tę nieuświadomioną chciwość bycia na wyżynach, na wysokościach, na tronie? Jeśli na przykład planujesz bliższą czy dalszą przyszłość nie odnosząc tej rzeczywistości, jakiej myślą dotykasz, do jedynego panowania Boga, to w twoim sumieniu powinno zapalać się choćby jakieś małe czerwone światełko. Alert. Jeśli jesteś pewny siebie, jesteś na tronie. To nieuświadomione wyniesienie może najłatwiej dostrzec wtedy, gdy zostajesz z tych planów ograbiony, gdy się one po prostu nie chcą realizować. Pomyśl, co się z tobą wtedy dzieje. Czy wielkość rozgoryczenia, zawodu bądź agresji nie świadczy o wielkości ukrytego gdzieś w głębi tronu, o jakim może nawet nie pomyślałeś nigdy, że tak głęboko jest w tobie osadzony i że taki wielki?

Dopiero łaska oczyszczeń może sprawić, ze te twoje trony zaczną się wynurzać na powierzchnię. Kiedy piedestał się zachwieje, może spróbujesz się modlić: Panie, uratuj ten tron, bo czuję się coraz bardziej zagrożony! Ale czy Pan Bóg może taką groteskową prośbę spełnić? Na pewno może, i nawet to czyni, ale do czasu. Jeżeli ratuje iluzję twego wyniesienia, to jest w tym coś z tajemnicy pokory Boga. To pokora Boga, który szanując twoją wolność jest jakby zmuszany przez ciebie do czegoś, co jest obiektywnie ohydne. Ale przyjdzie taki czas - taką przynajmniej trzeba mieć nadzieję - że On cofnie swoją zgodę, że będzie domagał się, abyś stanął w prawdzie. Może trudnej, bolesnej, ale prawdzie, która cię będzie wyzwalać. Taką drogą musiał iść każdy ze świętych, bo święci też nosili w sobie własny tron wyniesienia, który Pan Bóg na różne sposoby kruszył przez postawionych na ich drodze ludzi czy przez doświadczenia wewnętrzne.
(cdn, następny fragment - we wtorek 10 kwietnia)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

wtorek, 6 marca 2012

"A co Pan Bóg na to wszystko?" (9)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (9)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Twarze iluzji (cd)

A co Pan Bóg na to wszystko? On pozostaje miłosierny w swej długomyślności.

W sztuce ludowej bywa ukazywany Pan Jezus frasobliwy, taki zmartwiony faktem, że są ślepcy, których będzie bardzo trudno uzdrowić ze ślepoty. Frasobliwy, zatroskany Jezus nad ludzką głupotą. Przecież On najlepiej wie, że te trony, to tylko wymysł ludzkich rozbujałych myśli, rozbujałej wyobraźni, pragnień niezaspokojonych. On wie, że te iluzje tronów będą się sypać. Wie jednak również, że te trony są tak zakotwiczone w ludzkich myślach, przekonaniach, iż rozpadając się będą ranić ludzkie serca.

Gdyby teraz chodził po ziemi, może by zapłakał nad bólem ludzkich serc, opłakujących te zgliszcza własnych wyniesień, jak płakał kiedyś nad Jerozolimą. Bo przecież wszystkich odkupił, tych głuptaków marzących o własnej wielkości, odkupił ich swoją przenajświętszą Krwią. I przecież wszystkich kocha. A ich ślepota i głupota nie jest przeszkodą przecież, żeby ich kochać. Raczej sprawia, że Jezus tym bardziej chce im się oddać - aby ich uratować.

Do niektórych być może powie: Chciałbym wam posłać Maryję, moją umiłowaną Matkę i Oblubienicę, aby stawszy się narzędziem mojej łaski mogła mocą mego miłosierdzia żyć w was prawdą. Tą prawdą, że w rzeczywistości nie ma żadnych tronów, są tylko przepełnione iluzjami przekonania, które rządzą ludzkim sercem. Bo tylko Ja jestem Panem - mówi Bóg - i poprzez swoją Matkę gotów jestem wam służyć, aby was z tego tak wielkiego zagubienia uratować.

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

czwartek, 1 marca 2012

"...twarze iluzji tronowych" (8)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (8)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Twarze iluzji(cd)
Może być jeszcze inna twarz tronowej iluzji, bardzo ważna - pycha woli. Patrzysz na otaczający świat i właściwie wiesz, jak go lepiej urządzić. Wszystko jedno czy chodzi o miasto, rodzinę, firmę czy relacje międzyludzkie, ale czujesz, jak cię rozpiera chęć, żeby kierować. No bo oni tak mało wiedzą, mało rozumieją. Przecież powinni być tylko wykonawcami. A ty? Ty jak demiurg zajmiesz się urządzaniem tego lepszego świata. Nawet trudno ci spokojnie usiedzieć, bo tak cię coś gna, aby te pomysły, których masz pełną głowę, przekształcić w konkretne propozycje. Plany, które się sypią jak z rękawa, decyzje, które się mnożą. I znowu tak ciepło się robi w sercu, kiedy widzisz, że twoi podwładni sprężają się na twój widok, że potrafili sobie dobrać współpracowników. A wszyscy właściwie mają tylko jedno zadanie: wpatrywać się w ciebie, wyczuwać po pierwszych słowach, czego chcesz i wcielać to w czyn.

Nie są to jeszcze wszystkie twarze iluzji tronowych. Może się zdarzyć, że dostrzeżesz w sobie pociąg ku wyższym wartościom.
Legenda mówi, że Platon chciał olśnić Diogenesa, filozofa ze szkoły cyników, przepychem swego mieszkania. Ale Diogenes - który, jak wiadomo, mieszkał w beczce - deptał z poczuciem wyższości te dywany niezwykłe, niezwykły wystrój wnętrza. "Depczę pychę Platona" - powiedział. I usłyszał - "Tak, depczesz pychę Platona. Pychą Diogenesa". Bo tron nie musi być umieszczony w pięknym mieszkaniu, nie musi wiązać się z doskonałą organizacją życia rodziny czy przedsiębiorstwa. Tron może na przykład być ustawiony w beczce. Nie, dla ciebie tacy zwykli zjadacze chleba - co to szukają pieniędzy, co to szukają władzy czy jak Narcyz piękna i imponowania tym pięknem - niegodni są nawet spojrzenia.
Ty możesz mieszkać jak Diogenes nawet w beczce, ważne, żebyś miał świadomość, że jesteś człowiekiem uduchowionym. Duch - oto co ci imponuje. Nie materia, tylko duch. Duchem wznosić się nad mielizny materii. I tym duchem pokazywać, jak łatwo ci osiągać dobro, doskonałość w tym, co czynisz, dla innych czy dla Boga. Ten tron duchowy może być trudniejszy do zdobycia, więc przyjdzie się może trochę namęczyć, ale za to są wyniki. Bo twoje wyniki duchowe są na tyle niezwykłe, że gardzą nimi ci z pospólstwa, ale ty za nic masz ich opinie. Ważne, że jesteś kimś w sferze ducha, cnoty, wyższych wartości, służby Bogu.
Bogiem może być nauka, sztuka, ojczyzna, a nawet to, co uważasz za swoje życie wewnętrzne - ważne, że to ma być nie byle jaka wartość, bo ty jesteś przeznaczony do wielkich rzeczy i ciebie nie zadowolą te sprawy, które są takie zwykłe, powszednie. Na pewno znajdą się tacy, co poznają się na tym i będą wielbić twoją duchową wielkość. Być może staniesz się dla nich jak guru. To dość przyjemnie być guru i mieć świadomość, że prowadzi się innych ku szczytom. Bo ciebie tylko szczyty interesują i chcesz tym swoim pragnieniem zarazić tych, którym udało się odkryć iskrę wielkości w tobie. (cdn)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

środa, 29 lutego 2012

"Ten tron istnieje tylko w naszych myślach" (7)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (7)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
Twarze iluzji

Ludzie stosują niewiarygodnie wiele strategii i technik pozwalających na bronienie i nieustanne podwyższanie pozytywnego myślenia o własnym "ja", tego tronu swego wyniesienia. Ten tron istnieje tylko w naszych myślach, w naszej wyobraźni. Należy do sfery przekonań. Jest konstrukcją myślową, iluzją, niemniej jako wyraz przekonań wyznacza kształt naszych postaw i kierunek działania.
Twarz iluzji, którą żyjesz, może przybrać postać tronu posiadania , a posiadać można różne rzeczy, osoby, relacje i nie tylko. Posiadanie może być jakąś formą przynależności, która cię wynosi we własnych oczach, jak choćby pochodzenie, pielęgnowanie tradycji, że twoja rodzina wywodzi się od jakichś znaczących przodków. Może to być czasem zwracanie uwagi, jakie kto ma nazwisko, bo to też może określać szczególną przynależność. Ale może też być pycha przynależności do jakiejś szczególnej wspólnoty czy kraju, który jest wybitny. Bo przecież tu wszystko jest szczególne, wybitne, więc i twój tron też.

Może być też inna twarz iluzorycznego tronu posiadania. Na przykład przez sam fakt, że masz dużo pieniędzy, twój tron może być duży, nawet bardzo duży. Ten tron objawia się w marce samochodu, jakim jeździsz, ale nawet w usytuowaniu mieszkania, jakie zajmujesz, bo tamci to mieszkają w bloku, a ty mieszkasz osobno, jesteś kimś.

Tron może się przechylać także w innym kierunku, kiedy budujesz tron pychy rozumu . Ten tron też mieni się wszystkimi barwami iluzorycznej tęczy. A gdybyś chciał coś więcej o tym tronie wiedzieć, to warto uświadomić sobie, że on tobą rządzi, nie ty nim. Przypatrz się choćby temu, jak jesteś uzależniony od swoich przekonań, opinii, poglądów. Tak naprawdę to nie ty nimi rządzisz, ale one rządzą tobą. A jak ktoś ci wykaże, że nie masz racji, to dopiero jest dramat.
Może chcesz dużo wiedzieć, połykasz książki i mimo że nie jesteś molem książkowym, to właściwie nie wiadomo, czym bardziej się żywisz i co bardziej cenisz: zdrową dietę czy ten pokarm intelektualny, jakim są pożerane, przyswajane i trawione książki. Bo wiedzę się trawi, tak jak pokarm.
Gdzieś tam w głębi serca siedząc na tronie oczywiście masz nadzieję, że będziesz mógł ten skarb pożartych i strawionych wiadomości wykorzystać, i nagle w doborowym towarzystwie rozbłysnąć jak fajerwerk erudycją, bo tron również ma taki aspekt, bardzo ważny. Przecież jeżeli nie na wszystkim, to prawie na wszystkim się znasz i właściwie z każdym o wszystkim możesz porozmawiać. To nawet przyjemne i to bardzo. A zwłaszcza jeśli z twoich miodopłynnych ust wydobywają się coraz to nowe zasoby wiedzy, to naprawdę przyjemnie tak błyszczeć. Tron nabiera blasku na miarę tego jak błyszczysz erudycją. A jaka to przyjemność, jeżeli słuchacze zdają się wisieć na twoich ustach wsłuchani, i cisza kompletna zapada, kiedy mówisz. Aż serce ci rośnie, to tronowe serce. l właściwie z nikim byś się nie zamienił takim doświadczeniem na coś innego. Oczywiście, nie mówimy o tym, że ktoś mógłby być ofiarą twego tronu - ten, kto chciałby być rywalem. Dołożysz przecież wszelkich starań, żeby go utrącić. (cdn)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

niedziela, 19 lutego 2012

"...powrót do Ciebie zawsze jest możliwy" (6)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (6)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
"Ty jesteś tym człowiekiem" (cd)

Myśląc o tych trzech wielkich ludziach i o tym, co Bóg dopuścił w ich życiu, żeby światło prawdy mogło do nich dotrzeć, być może dostrzeżemy bardziej wielkość daru płynącego z tego światła. Bo to przenikające światło prawdy - o nas takich, jacy jesteśmy, w całej swej skłonności do zła, i o Bogu zawsze pełnym miłosierdzia - będzie w nas drążyć, ujawniając coraz to nowe obszary mroku . [5. Także po rozgrzeszeniu pozostają w duszy chrześcijanina obszary mroku, pisze Jan Paweł II w adhortacji Reconciliatio et paenitentia,31.] Wydaje się nam bowiem nieraz, że już dotknęliśmy dna, ale okazuje się, że pod nim jest jeszcze drugie, trzecie czy też czwarte dno ... I nie wiadomo, kiedy ta sekwencja się skończy. Ale Bóg nie czeka, kiedy ta sekwencja się skończy. Czeka na ciebie w dole, w miejscu twego zagubienia, upadku, by spadającego móc pochwycić w swoje miłujące dłonie.
To jednak nie koniec dramatu. Stawiasz Bogu nowe przeszkody, blokujesz na nowo Jego działanie w swym życiu. Bóg szuka twych zagubionych śladów, a ty potrafisz Mu to udaremniać. Może wreszcie odkryjesz, że to, co cię od Niego najbardziej oddziela, to ta oszalała pogoń za wyniesieniem, za coraz to wyższym, potężniejszym tronem. Ten tron oszalałych ambicji sięgających nieraz prawie wysokości tronu Boga to twoja największa przeszkoda. Bo ty jesteś nastawiony na szukanie wielkości, a Bóg stale szuka ostatniego miejsca. [6. Na wiosnę 1887 roku w kościele św. Augustyna w Paryżu, ks. Huvelin, przyszły spowiednik Karola de Foucauld mówi kazanie. Ukryty w tłumie Karol słucha. Tak naprawdę słyszy tylko jedno zdanie. Jest ono uderzające, bulwersujące i zadecyduje . o całym jego dalszym życiu: "Pan Jezus obrał tak bardzo ostatnie miejsce, że nikt nigdy nie mógł Mu go odebrać". W dziesięć lat później w czasie rekolekcji w Nazarecie Karol zanotuje: "żadnego poszukiwania wielkości ludzkiej, żadnego wyniesienia, szacunku ludzkiego, na wzór Jezusa, który wybrał pokorę, ubóstwo, samotność i zapomnienie. Dla mnie szukać zawsze ostatniego z ostatnich miejsc. Ułożyć swoje życie tak, aby być ostatnim, zupełnie przez ludzi zlekceważonym" [por. Frere Charles de Jesus (Charles de Foucauld), Oeuvres sPirituelles, Seuil 1965, s. 26]. To są absolutnie przeciwne sobie drogi, przeciwne kierunki. Jak masz się więc z Nim spotkać?
Bóg nie zawsze daje pokój. By cię ratować, może zesłać dręczący niepokój w kontekście tej chciwości tronu, chciwości wyniesienia, jaką w sobie odkrywasz. Nie widząc żadnego ratunku, może zwrócisz się do Chrystusa, który w tak wstrząsający sposób uniżał się umywając stopy Apostołom, o których wiedział, że za chwilę Go zdradzą, uciekną. Może to ośmieli i ciebie - który przecież nie jesteś od nich lepszy - żeby zwrócić się do Niego z błaganiem: Panie Jezu, gdybyś mi pokazał, do czego jestem zdolny, wpadłbym w rozpacz. Wpadłbym w rozpacz, gdybyś mi pokazał, do czego jestem zdolny w tej szalonej gonitwie za wyniesieniem, w lęku przed utratą tego, co wydaje mi się, że jest moje, co mi się należy, na co zasłużyłem.
Jeśli taka jest Twoja wola, to proszę, aby Maryja jako szczególne narzędzie Twojej łaski chroniła mnie przed rozpaczą. Żeby odkrywanie czy przeczuwanie zła, jakie we mnie jest, nie przygniatało mnie. Żeby Ona żyła we mnie wiarą, że Ty największą czułością otaczasz właśnie tych największych niewolników grzechu, że jesteś zakochany w łotrach. Wiesz przecież, jak oni potrzebują twojej miłości, wiesz, że inaczej nie ma dla nich ratunku.
Dziękuję Ci, że pozwalasz, aby Maryja żyła we mnie wiarą w taką właśnie Twoją miłość do mnie. Miłość, której zawsze mogę się uchwycić, nawet wtedy, kiedy upadam. Aby Maryja żyła we mnie wiarą, że ja, ogarnięty pogonią za wielkością, aż do potencjalnej zdrady, zawsze jestem kochany, że powrót do Ciebie zawsze jest możliwy. Ponieważ to nie ja szukam Ciebie, tylko Ty mnie szukasz, stale.

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

czwartek, 9 lutego 2012

"Bo tylko Twoje życie we mnie będzie mnie chronić..." (5)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (5)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
"Ty jesteś tym człowiekiem" (cd)

Kiedy przyglądasz się postaci Dawida, czy odnajdujesz w nim coś z siebie? Oczywiście, nie w samym wyniesieniu przez Boga, nie w zdolnościach, jakimi Bóg go obdarzył, ale w tej pokrętności sumienia, niechęci by stanąć na fundamencie prawdy o sobie, w tym, że nie uwierzyłbyś, gdyby jakiś prorok stanął przed tobą i w imieniu Boga pokazał ci, do czego jesteś zdolny.
Św. Zygmunt [1. Por. Lexikon fur Theologie und Kirche, Herder 2000, kol. 578], król Burgundów, nawrócił się z arianizmu na katolicyzm i prawdopodobnie miał żywe przekonanie o swojej gorliwości, skoro oświecał lud światłem Ewangelii, sam dawał przykład życia prawdziwie chrześcijańskiego i uważany był za szczególnego obrońcę wiary katolickiej. Gdyby wtedy do niego przyszedł ktoś, jakiś ówczesny prorok Natan, i przepowiedział mu, że w trosce o uratowanie swego tronu wyda rozkaz uduszenia - w swojej obecności - własnego syna, zupełnie niewinnego, to na pewno by nie uwierzył. Po zabójstwie pokutował, i to nawet bardzo, chociaż nigdy nie dowiemy się, czy ta pokuta nie była jednak przynajmniej w jakimś stopniu sprawowana na piedestale. W każdym razie musiał się przerazić sobą, aby tron jego dobrego mniemania o sobie został zupełnie zniszczony. Być może ten tron zawalił się, kiedy podjął próbę walki przeciwko atakującej go koalicji, ale ostatnie chwile życia, kiedy w 524 roku został utopiony w studni wraz z żoną i synami, to już na pewno moment, kiedy tylko Bóg mu pozostał. Jego kult bardzo się rozszerzył w Europie, a doświadczenia jego życia mogą cię pouczyć, abyś nie szukał wyniesienia, abyś jak Zygmunt Burgundzki nie bronił swego tronu. Żebyś próbował za łaską Bożą prosić Jezusa, by w osobie Maryi udzielał swego miłosierdzia, które pokazując ci do czego jesteś zdolny, będzie cię chronić przed straszną w skutkach wiarą w siebie. Maryjo - będziesz mógł modlić się do Tej, którą Bóg ci posyła jako narzędzie swej szczególnej miłości - Ty wiesz, co we mnie drzemie, do czego jestem zdolny, a czego nie potrafię sobie nawet wyobrazić, więc tak bardzo potrzebuję, abyś żyła we mnie. Bo tylko Twoje życie we mnie będzie mnie chronić przed aktualizowaniem się tego zła, jakie gdzieś tam głęboko w mojej duszy stanowi ciągle nieoczyszczone obszary mroku.

Św. Jan Vianney [ 2. Św. Jan Maria Vianney (1786-1859) - kapłan francuski. Mianowany proboszczem w Ars, maleńkiej, lecz trudnej parafii liczącej 230 mieszkańców oddając się surowej ascezie i wytrwałej modlitwie rozpoczął ewangelizację parafii. Z czasem zasłynął jako spowiednik przenikający tajniki ludzkich serc i do Ars zaczęli napływać liczni pielgrzymi. Codziennie spowiadał ok. 200-300 osób. Dotknęły go cierpienia zewnętrzne w postaci listów obelżywych, z pogróżkami, oszczerczych napisów, ale również wewnętrzne, takie jak silne oschłości, poczucie ogołocenia, silne napaści szatana. Wyniszczony ascezą i chorobami zmarł 4 sierpnia 1859 r. Kanonizowany przez Piusa XI w 1925 r., a w 3 lata później ogłoszony patronem wszystkich proboszczów. ] w pewnym momencie swego życia nie będąc wystarczająco pokorny prosił o łaskę poznania całej prawdy o sobie, i otrzymał tę łaskę. "Już w pierwszych latach służby kapłańskiej w Ars, gdzie osamotnienie było źródłem najgorszych pokus, należy szukać tego, co on sam nazywał «próbą rozpaczy». «Córko - rzekł kiedyś do pani Belvey - nie proś Boga, aby dał ci całkowicie poznać swą nędzę. Ja również kiedyś o to prosiłem i otrzymałem to i gdyby Bóg nie podtrzymywał mnie wówczas na duchu, wpadłbym w rozpacz». Podobnie do Katarzyny Lassagne: «Prosiłem kiedyś Boga o poznanie własnej nędzy, poznałem ją i wpadłem w takie przygnębienie, iż błagałem Go, żeby zmniejszył me cierpienie, gdyż miałem uczucie, że nie zniosę go dłużej»". [3. Daniel Pezeril, Proboszcz z Ars. Warszawa 1984, s.48-50.[Daniel Pezeril, Pauvre et saint cure d'Ars, Editions du Seuil, 1959, p.60-61]. A konsekwencje tego? "Po owym doświadczeniu pozostanie mu duża wrażliwość, nieodporność psychiczna, ale także światło ( .. ,) ukazujące mu, do czego jest zdolny". [4. Tamże, s.52. [Daniel Pezeril, Pauvre et saint cure d 'Ars , p.64].

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

środa, 8 lutego 2012

"...ciągle wierzy we własną dobroć i wielkość" (4)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (4)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
"Ty jesteś tym człowiekiem" (cd)

Można by powiedzieć, że człowiek pozbawiony wrażliwości sumienia jest najbardziej biedną, najbardziej nieszczęśliwą istotą na ziemi. I takim Bóg widział Dawida, ale nie Dawid sam siebie. To były dwa zupełnie odmienne wizerunki Dawida - jego obraz we własnych oczach i jego obraz w oczach Bożych. Dlatego Bóg chcąc go ratować musiał wkroczyć. Ale zagubienie Dawida było tak wielkie, że odkrycie mu prawdy o nim samym wprost być może zamknęłoby go na łaskę. I dlatego Bóg przemawiając przez proroka Natana posługuje się przypowieścią. Przypowieścią wzruszającą, odwołującą się do prawości królewskiego serca, do sprawiedliwości Dawida jako króla, do litości jego jako władcy. Przypowieścią o biedaku, nie mającym nic oprócz małej owieczki, którą wyhodował, wyhołubił i była mu bliska jak córka. I o bogaczu, który miał wszystkiego pod dostatkiem, a jednak aby przygotować przyjęcie, zabrał biedakowi tę jedyną owieczkę. Dawid oburzy się bardzo i wykrzyknie: Człowiek, który tego dokonał, winien jest śmierci, gdyż dopuścił się czynu bez miłosierdzia (por. 2Sm 12,1-6).

Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, zamordowałeś go mieczem Ammonitów, a jego żonę wziąłeś sobie za małżonkę - padną twarde słowa proroka Natana (por. 2Sm 12,9). W historii uwiedzionej Batszeby i zamordowanego Uriasza staje przed nami Dawid w całej prawdzie, zupełnie obnażony. Dopiero kiedy prorok powie: Ty jesteś tym człowiekiem (2Sm 12,7), ty jesteś tym nędznikiem, pojawi się w tym sercu litym jak skała szczelina dla łaski. Zresztą tę szczelinę Bóg powiększy odwołując się do egoizmu Dawida i zapowiadając mu karę.

W Psalmie Miserere król Dawid wyraża cały swój ból, całe błaganie o miłosierdzie, nadzieję na uratowanie. Ale jak długo to mogło trwać? Wszystko, również grzech, zostaje z czasem przysypane popiołem oddalenia i zapomnienia. Pokuta Dawida okaże się raczej epizodem niezdolnym strącić go z piedestału własnej wielkości. Skrucha ... ale na piedestale. Jeśli jesteśmy pełni uznania dla jego skruszonej duszy, to warto jednak pamiętać, że Dawid nie przestał być wielki, że cały proces dokonywał się na tym piedestale wielkości i że ścigająca go łaska będzie musiała dalej drążyć tę wybraną przez Boga duszę. Ostatecznie skruszy Dawidowy piedestał dopiero seria nieszczęść i klęsk, których król będzie musiał doświadczyć, aby stać się małym przed Bogiem, tak bardzo małym jak żebrak proszący o miłosierdzie.

Na razie jest to dopiero początek procesu nawracania się Dawida. Jest on skruszony, ale motyw kary odgrywa istotną rolę w tej skrusze człowieka, który ciągle wierzy we własną dobroć i wielkość. Bóg przychodzi do nas jako światło, jako światło prawdy, stopniowo jakby osaczając nas tym światłem, ażeby nas w końcu zdobyć, uratować i zbawić. Przyjdzie jeszcze Dawidowi dużo cierpieć potem, to będą dalsze światła prawdy o nim płynące z miłosierdzia Bożego.

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

sobota, 4 lutego 2012

"Uważał siebie za wiernego sługę Boga" (3)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (3)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY
"Ty jesteś tym człowiekiem"

"Człowiek istota nieznana" - tak zatytułował swą książkę (1935r.) noblista Alexis Carrel. Nieznana dla siebie i dla innych. Jest splątaną wewnętrznie tajemnicą, znaną jedynie Bogu, a nie sobie i innym. Na pytanie: do czego zdolny jest człowiek nieoczyszczony przez łaskę, zdany na własny egoizm, odpowiedź jest prosta, choć dla wielu szokująca - zdolny jest do każdego grzechu, do każdego zła. Dawid, najpotężniejszy król biblijnego Izraela jawi się nam jako postać niezwykła w swej wytrwałej cierpliwości i wierze w rzeczywiste działanie Opatrzności Bożej. Widzimy go jako postać niezwykle szlachetną, jakby ideał człowieka, który z pokorą znosi ataki manii prześladowczej Saula. Jest niezwykły, gdy atakowany przez Saula dwakroć darowuje życie swemu prześladowcy.

Ten wybitny przywódca o genialnym talencie organizacyjnym i mediacyjnym musiał mieć świadomość, że jest kimś wielkim, wyniesionym na piedestał. Subiektywnie uważał siebie za wiernego sługę Boga, o czystych rękach i sercu, skoro w swej pieśni dziękczynnej wyśpiewał: "Pan nagradza moją sprawiedliwość, odpłaca mi według czystości rąk moich. Strzegłem bowiem dróg Pana i nie odszedłem przez grzech od mojego Boga, bo mam wszystkie Jego przykazania przed sobą i nie odrzucam od siebie Jego poleceń, lecz jestem wobec Niego bez skazy i wystrzegam się winy. Pan mnie nagradza za moją sprawiedliwość, za czystość rąk moich przed Jego oczyma" (2Sm 22, 21-25).

Gdyby w tym czasie przyszedł do tego króla Dawida o czystych rękach i bez skazy przed Bogiem prorok i zapowiedział mu: popełnisz cudzołóstwo i staniesz się mordercą, to wydaje się, że wprawiłoby go to w osłupienie i że by nie uwierzył. Nawet gdyby to był prorok. Prorok Boga Jedynego.

Jak wielki musiał być u Dawida piedestał wiary w siebie, że nawet kiedy to, co wydawało się niewyobrażalne, stało się w końcu faktem i dopuścił się tej podwójnej niegodziwości, nie widać, żeby przed przyjściem proroka Natana miał wyrzuty sumienia. Można przypuszczać, że pojawiły się jakieś mechanizmy obronne racjonalizacji, dzięki którym król usprawiedliwił się przed sobą. Mógł jakoś próbować wyprzeć to cudzołóstwo, które mu się tylko tak przytrafiło, ale przecież nie jest złym człowiekiem. A potem uznać, że dobro narodu, nad którym panuje, wymaga, aby zło, jakie popełnił, zostało ukryte, jakby zatarte. (cdn)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

czwartek, 2 lutego 2012

"...uważała się za najmniejsze stworzenie na świecie" (2)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (2)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY (cd)

Jeśli uznajesz swoją winę, swój grzech, może cię to dewaluować we własnych oczach i masz szansę nie czuć się wielki. Skruszony grzesznik nie jest wielki ani doskonały, jest bardzo mały. Dopiero kiedy pokorni uznamy własną nędzę i będziemy oczekiwać wszystkiego od Boga, możemy odkryć wielkość Mszy św. i wielkość uniżenia Boga, który tak bardzo grzesznym dzieciom oddaje się za pokarm. Jeśli przyjmujemy Komunię św., wierząc we własną wielkość, nic dziwnego, że nas to nie nawraca, nie zmienia. Bóg, który przychodzi i pragnie ciebie zamieszkać, jest jednym z wielu, których przyjmujesz, bo przecież po przyjęciu Komunii św. myślisz o tylu innych rzeczach, osobach. On jest jednym z wielu, o którym może najmniej myślisz w czasie dziękczynienia. Ciągle nie zamieszkuje twego serca.
Bóg wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy, mówi Magnificat, bo Ona, będąc Niepokalaną, pełną łask, uważała się za najmniejsze stworzenie na świecie, mniejsze niż proch. I tak żyła. Bóg zachwycił się Nią i dlatego Ją wybrał, wybrał Jej łono na miejsce, gdzie począł się nasz Zbawiciel. Z powodu Jej małości, z powodu świadomości, że znaczy mniej niż proch, w najdoskonalszy sposób mógł Ją zamieszkać. W Magnificat Maryja śpiewa historię ludzkości, śpiewa, że Bóg „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych" (Łk 1,52).

Jeśli i ty chcesz być wywyższony przez Boga, przede wszystkim potrzebujesz pokory, małości, naśladowania postawy Matki Bożej. Ale jak naśladować Tę, która była najpokorniejszą Służebnicą Pańską? Czy jesteś do tego zdolny ... To może się dokonać tylko w komunii z Chrystusem, który chce dzielić się z tobą własną pokorą, chce być pokorny w tobie. On tak bardzo kocha swą Matkę, najpokorniejszą Służebnicę Pańską, że chce posługiwać się w tobie Maryją jako szczególnym narzędziem swojej łaski, aby Ona była pokorna w tobie. On pragnie, byś żył pragnieniem uniżania się, aby na drodze tego narastającego pragnienia mógł cię coraz obficiej zalewać łaskami.

Tylko że w tobie nie ma pragnienia uniżania się. To wydaje ci się tak trudne, tak odpychające, tak obce dla całej twojej natury, która przecież pragnie wyniesienia. I na zasadzie kontrastu tym bardziej będziesz prosił Jezusa, aby rodził w tobie to pragnienie uniżania się, coś, co absolutnie cię przekracza, co tylko miłosierdzie Jezusa obecne w Maryi, szczególnym narzędziu Jego łaski, może w tobie zrodzić.

Chcę stawać przed Tobą ze świadomością, że chciwość wyniesienia będzie mnie niszczyć, że musisz mnie ocalić. Potrzebuję Ciebie, ale wciąż się zachowuję, jakbym Ciebie nie potrzebował, jakbym był tak wielki, że wszystko mogę zrobić sam, bez Ciebie. Dlatego potrzebuję Maryi, szczególnego narzędzia Twej łaski, aby Ona była we mnie Tą, która będzie potrzebowała Twojej obecności. Aby to pragnienie Twojej obecności stawało się we mnie narastającą potrzebą. By stawało się w końcu głodem. Potrzebuję, aby to Ona była we mnie pragnieniem uniżania się, ponieważ tylko to pragnienie uniżania się będzie rodziło we mnie głód Boga, potrzebę otwarcia się na Jego przebaczającą obecność. Potrzebuję Ciebie Maryjo, ale tak, byś to Ty jako szczególne narzędzie Jezusowej miłości do mnie realizowała we mnie swoje "Magnificat". Abyś realizowała we mnie na swój wzór nieustanne uniżanie się przed Bogiem. Żebym coraz mniej wierzył w siebie ze świadomością, jak wielkie są obszary mroku, które mogą bez Twojej miłosiernej obecności wybuchnąć nagle tym, co dotąd nie odkryte drzemie we mnie.

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006

środa, 1 lutego 2012

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (1)

"Kuszeni mirażem tronu"- Zeszyt RRN nr 44 (1)
Część 1.
W ŚWIETLE PRAWDY

„Boże, Ty otwierasz bramy swego Królestwa pokornym i małym ...” - modli się Kościół w liturgicznym dniu św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Tymczasem my wciąż jesteśmy zbyt wielcy, żeby bramy Królestwa mogły się otworzyć. My jesteśmy zbyt wielcy, a Bóg jest zbyt mały, byśmy go odkryli, zwłaszcza że zwykle nie objawia się poprzez huk grzmotów czy oślepiające światło błyskawic.

Kiedy Mojżesz rozmawiał z Bogiem na górze Synaj trzęsącej się i spowitej kłębami dymu, Bóg objawiał swą moc a lud drżał i bał się (por. Wj 19,16-25). Teraz tak się nie dzieje, nie doświadczamy tego rodzaju gwałtownych wydarzeń, które ujawniałyby naszą kruchość i całkowitą zależność od Boga. Nie zdarza się nic szczególnego i dlatego zapominamy o Nim, o Jego obecności przy nas.

Człowiek dawnych wieków, dopóki jeszcze nie zdążył zachłysnąć się techniką, żył w poczuciu zależności od Boga. Żył w poczuciu słabości, niezdolności rozwiązania wielu swoich życiowych problemów. Teraz jest inaczej - pracujesz, zarabiasz, kupujesz, urządzasz się, i… iluzja rośnie. W takiej sytuacji bardzo łatwo jest zapomnieć o Bogu, łatwo jest myśleć, że twoje życie zależy od ciebie. Od ciebie zależy, co kupisz, co zjesz, gdzie zamieszkasz - wszystko zależy od ciebie. Jesteś jak Bóg, choć wiesz, że ta twoja wielkość ma pewne ograniczenia: nie możesz żyć wiecznie, ale możesz posiadać tyle różnych zabezpieczających cię rzeczy. Nie wszystkie, bo masz ograniczoną ilość pieniędzy, ale wystarczająco dużo, by mieć satysfakcję, że panujesz nad swoim życiem. I to jest twój tron.

Ta pewność, że jesteśmy jak bogowie, jest większa i silniejsza niż możemy sobie wyobrazić. Siła tego przekonania jest proporcjonalna do naszej pychy. Własnej pychy nie możesz odkryć lepiej jak tylko poprzez relację z Bogiem w życiu codziennym. Jeśli zapominasz o Bogu, znaczy to, że jesteś pyszny, zapominasz, bo nie widzisz Go w swoim codziennym życiu, nie odkrywasz Jego obecności, Jego działania, Jego łask ...

Bóg jest za mały dla ciebie.

A Jego małość jest tak wielka, ze me możesz jej odkryć. Widzisz muchy, komary, wiele innych rzeczy, ale Bóg jest dla ciebie jeszcze mniejszy - mniejszy od komara. Jeśli nie odkrywasz Boga, to znaczy, że jest dla ciebie zbyt mały, albo inaczej mówiąc ty jesteś nad wyraz wielki.

Aby odkryć Bożą obecność, musisz przez pokorę stać się mniejszy. Gdybyś miał świadomość, że jesteś prochem, prędko odkryłbyś wielkość Boga. Mojżesz rozmawiając z Panem przemawiającym ze środka gorejącego krzewu, odkrył Jego obecność, ponieważ czuł się mniejszy od prochu (Wj 3,2-6). My wciąż jesteśmy zbyt wielcy, dlatego nie dzielimy z Nim swej codzienności, nie zauważamy Go. Jak słoń, który nie zauważa mrówki, a nawet jeśli ją widzi, to się nią nie interesuje, jest dla niego zbyt mała. Słoń mógłby odkryć mrówkę, gdyby stała się wystarczająco wielka - jak lew czy tygrys.

Tymczasem, tak naprawdę, różnica między nami a Bogiem, z którym wchodzimy w relację, jest niewyobrażalna. On jest tak wielki, że cały wszechświat nie zdoła Go ogarnąć.
Czy ten Bóg, który pragnie zamieszkać twe serce, nie patrzy na ciebie z jakimś ogromnym bólem?
Czy twoja wielkość nie jest przeszkodą, by On - tak mały - mógł ciebie zamieszkać?
Skoro jest tak mały, jak może zamieszkać ciebie, tak wielkiego?
Twoje poczucie wielkości, twój tron zamyka cię na Boga, który cię stworzył i umarł za ciebie, odkupił cię, aby cię sobą wypełnić. (cdn)

"Kuszeni mirażem tronu"
Zeszyt nr 44
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2066/NK/2006


poniedziałek, 30 stycznia 2012

"Muszę widzieć coraz ostrzej prawdę o sobie" (35)

"Przedziwny świat Jedynej Miłości"- Zeszyt RRN nr 45 (35)
Część 3.
ZADZIWIENIE BOGIEM
Najbardziej uprzywilejowani (cd)

...byś mógł otrzymać od Niego łaskę tej nie zwykłej prośby "Potrzebuję Ciebie, Maryjo". Prośby, z którą On zwiąże swoje miłosierdzie.

Potrzebuję Ciebie, Maryjo, ponieważ chcę się przyznać otwarcie, że wcale nie dążę, żeby jednoczyć się z wolą Bożą, że tak naprawdę to szukam zawsze swojej własnej woli, choć w rzeczywistości, w świetle wiary, moja wola jawi się jako największe zło, a wola Boża jako najwyższe dobro. Ale i tak pozostanie to dla mnie abstrakcją.

Dlatego potrzebuję Ciebie, Maryjo, tak bardzo, abyś tę abstrakcyjną prawdę zamieniała w żywą, upragnioną przeze mnie rzeczywistość. I wierzę, że jako wybrane przez Ducha Uświęciciela narzędzie będziesz Jego mocą rodzić we mnie ten głód, ponieważ ci, co czują się najgorsi, są najbardziej kochani. Przecież możesz u Jezusa uprosić nawet najbardziej niemożliwe po ludzku rzeczy.


Potrzebuję Ciebie, Maryjo - ponieważ takie wydaje się moje powołanie - abyś stała się znakiem, który będzie objawiał mi tę prawdę, że jesteś zadziwiającym cudem Boga, że możesz uprosić, aby to, co jest przeszkodą: moje zamknięcie, Jezus uczynił szczeblem w drodze ku sobie.
Ponieważ najgorsi są najbardziej kochani.

Potrzebuję Maryjo, Ciebie, szczególnego narzędzia Bożego miłosierdzia, bo Ty, zgodnie z miłością Jezusa, kochasz gwałtowników, którzy porywają królestwo niebieskie (por. Mt 11,12). Kochasz takich szaleńców, którzy wierzą, że u Ciebie najgorsi są najbardziej kochani. A moje szaleństwo - człowieka, który zmarnował życie, którego wiara jest w strzępach, a tych, którzy go otaczają, zatruwa trądem oziębłości - pcha mnie, aby Cię prosić, aby Cię błagać o coś niewiarygodnego.

Spraw z Bożego miłosierdzia, żeby mnie nie było we mnie, żebyś Ty, Maryjo, żyła we mnie, aby mnie ocalić. Żebyś zamieszkała moje biedne, poranione serce jako Ta, która jest Ucieczką grzeszników i szczególnym narzędziem Bożego we mnie działania, Bożej łaski.

Potrzebuję Ciebie, Maryjo, ale będę potrzebował Cię w pełni, dopiero kiedy będę odkrywał, że jestem przed Bogiem żebrakiem
[ 16 Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 2559] , który nie ma nic i tak bardzo potrzebuje Ciebie, jako szczególnego narzędzia Bożego zmiłowania.

Wtedy będę mógł tylko Ciebie potrzebować, tylko tego, abyś doprowadziła mnie do swego Syna, do zjednoczenia z Nim. Ale zanim do tego dojdzie, muszę widzieć coraz ostrzej prawdę o sobie, tę prawdę, że jestem kochany właśnie dlatego, że taki niedobry, może najgorszy.
A wtedy słowa:
"Potrzebuję Ciebie" być może będę zastępował wołaniem: "Maryjo, ratuj!". Jak mała owieczka, która nie potrafi sama dalej żyć, ponieważ cała zaplątała się w cierniste krzaki, dlatego cała staje się wołaniem o ocalenie, o zjednoczenie.

I to wołanie będzie modlitwą, która zachwyci serce Boga. (Koniec tekstu)

"Przedziwny świat Jedynej Miłości"
Zeszyt nr 45
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2067/NK/2006

niedziela, 29 stycznia 2012

"...abyś z Nią tworzył komunię życia" (34)

"Przedziwny świat Jedynej Miłości"- Zeszyt RRN nr 45 (34)
Część 3.
ZADZIWIENIE BOGIEM
Najbardziej uprzywilejowani (cd)

Najgorsi - z pooraną łzami skruchy twarzą - są najbardziej kochani.

Wyznanie w Cezarei Filipowej stało się okazją do powierzenia Piotrowi przez Jezusa najwyższej władzy pasterskiej: "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój" (Mt 16,18). Jezus zbudował swój Kościół na Piotrze.
Na tym Piotrze, który doznał cudu chodzenia po wodach jeziora by zbliżyć się do Jezusa, który otrzymał od Boga niezwykłe słowa: "Błogosławiony jesteś Szymonie" (Mt 16,17).
Na tym Piotrze, który nie wierzył w Zmartwychwstanie, który przysięgał życie oddać za Pana, gdyby zaszła potrzeba, a potem na dziedzińcu Kajfasza publicznie stwierdził, że Go nie zna. I to właśnie jego, po takim upadku Pan Jezus obdarza wyjątkową miłością.
Piotr uwierzył, że jest bardziej kochany od innych, dlatego że bardziej od innych zgrzeszył, jak to przedstawia scena po Zmartwychwstaniu nad jeziorem Galilejskim, gdy Jezus zwraca się do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? (J 21,15). I pyta trzykrotnie, jakby chciał powiedzieć mu: ponieważ bardziej zdradziłeś mnie niż oni, dlatego też bardziej ciebie kocham.

Wpatrując się modlitewnie w te święte karty Ewangelii będziesz się uczył, jaki jest Jezus i jaka jest Maryja. Bo Jezus ją ukształtował na swój obraz, na swój wzór. Święte karty Ewangelii będą ci ułatwiać odkrywanie, w czyich ramionach jesteś. Ważne, żebyś się coraz mniej oddalał od tej Obecności, którą ci Jezus dał, abyś tworzył z Nią tę pełną tajemnic komunię. Komunię, jaką utworzysz z Tą, którą Jezus daje ci jako szczególne narzędzie swego nieogarnionego miłosierdzia. To Ona będzie żyła w tobie wiarą, że jesteś wybrany, w szczególny sposób, BARDZO kochany, ponieważ najgorszy i ponieważ inaczej byś się zatracił, zginął.

"Gdzie ( ... ) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20). Najgorsi są najbardziej kochani.

Ta prawda okaże się dla ciebie tak wstrząsająca, że jeśli otrzymasz łaskę wejścia w nią głębiej, będzie ona radykalnie przemieniać twój stosunek do Tej, która dana ci jest przez Jezusa, abyś z Nią tworzył komunię życia, niezwykłą bliskość, zwłaszcza wtedy, kiedy objawia się twoje najgorsze oblicze. To wtedy trzeba, byś korzystał z tej szczególnej miłości Jezusa do Maryi, aby u Niego wybłagać miłosierdzie, skoro najgorsi są najbardziej kochani. Aby w uzdrawiającym miłosierdziu swoim zesłał ci Maryję, to swoje umiłowane narzędzie łaski, byś mógł otrzymać od Niego łaskę tej niezwykłej prośby "Potrzebuję Ciebie, Maryjo". Prośby, z którą On zwiąże swoje miłosierdzie. (cdn)

"Przedziwny świat Jedynej Miłości"
Zeszyt nr 45
Wydawnictwo Ruchu Rodzin Nazaretańskich,Warszawa, 2006
Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 28.04.2006 Nr 2067/NK/2006
"Maryja jest formą, w której jesteśmy duchowo kształtowani. Proces ten dokonuje się stopniowo i trwa całe życie, aż po dopełnienie się w momencie śmierci.
Gdy w chwili śmierci nie będziesz jeszcze w pełni duchowo ukształtowany, to proces ten będzie musiał dokonywać się dalej w czyśćcu.
Bóg jednak chce, byś uświęcił się, to znaczy został w pełni ukształtowany w formie, jaką jest Maryja, już na ziemi."
("Oto Matka twoja", s.68)